niedziela, 29 maja 2016

Furikake.

Jestem uzależniona od furikake [ ふりかけ ], czyli w skrócie - japońskich posypek do ryżu. Są one zazwyczaj pakowane w hermetycznie zamykanie torebki lub słoiczki o różnej wielkości. Można je z powodzeniem stosować do gotowanego ryżu ale również do warzyw, ryb czy nawet w omlecików, sałatek, onigiri, makaronów. 

Skład furikake jest zazwyczaj zbliżony do siebie ale nie zawsze. W ich skład wchodzi mieszanka suszonych albo mielonych ryb, sezam, posiekane wodorosty, cukier i sól. Często też w składzie znajdziemy katsuobushi (bonito), okaka (to też bonito, tylko namoczone sosem sojowym które następnie się suszy), łosoś lub inne ryby w postaci granulek albo suszonych kawałków. Może też być jajko w proszku, miso, warzywa, etc. To co w furkikae jest fajne, to kolorystyka posypki, która z całą pewnością urozmaica danie a przede wszystkim wpływa na jej smak. 

A skąd się w ogóle wzięło furikake? Well, kiedyś czytałam, że z początkiem XX wieku, Japończycy cierpieli na braki wapnia w diecie. Wtedy właśnie w prefekturze Kumamoto, pewien farmaceuta wymyślił aby zrobić mieszankę w której skład wchodziły ryby, wodorosty, mak i coś jeszcze (wybaczcie - nie pamiętam co). Taka mieszanka miała być dodawana do potraw aby wzbogacić dietę. Nazywało się to Gohan na tomo, w wolnym tłumaczeniu - przyjaciel ryżu. Później pewna firma, wykupiła recepturę i zaczęła produkcję na większą skalę. 


(zdjęcie nie jest mojego autorstwa, pochodzi ze strony internetowej www.svilnapot.com)

Lata po tych wydarzeniach, powstała gdzieś w okolicach Fukushimy kolejna odsłona tego produktu. Tym razem była to wersja podobno dla bardziej zamożnych, którzy mieli w tym okresie dostęp do białego ryżu codziennie. Wiadomo z historii, że najlepsze potrawy są najprostsze. Na przykład tak uwielbiane przez Nas okonomiyaki, powstawały z produktów które były dostępne dla mas w czasie II wojny światowej - mieszano po prostu resztki, bez mięsa i robiono "omleta". Podobnie było w tym przypadku, tylko że wersja furikake była dostępna tylko dla bogatych. Nazywało się to Kore wa umai - czyli to jest pyszne/dobre. Kilka lat później produkt ten został udostępniany dla klasy robotniczej.


(zdjęcie nie jest mojego autorstwa, pochodzi ze strony internetowej: http://blogs.yahoo.co.jp/sbptq290/GALLERY/show_image.html?id=3583110&no=0 )


Jednak największą popularność furikake zyskało dopiero w okolicach 1950 r., kiedy to firma Nissin Foods zaczęła je wytwarzać na skalę masową. To ta firma, która odpowiada za Cup Noodle. Problem niedożywienia był tak potężny, że produkt ten kolejny raz okazał się dobrym źródłem białka i wapnia. Oczywiście po wielu modyfikacjach i doborze składników.

Tak naprawdę terminu furikake używa się od 1959 r., kiedy to utworzono w Japonii - Krajowe Stowarzyszenie Furikake. Ciekawe swoją drogą, czy u Nas np. kiedyś utworzą ... krajowe Towarzystwo Majonezu... Łąckiej... Ogórków Małosolnych :)

Obecnie typów, wykorzystywanych składników jest tak dużo, że trudno to ogarnąć. Tak samo, jest wielu producentów tego przysmaku. Ja osobiście uwielbiam wpadać do 100 yen shopów i ręką ściągać z pułki wszystkie dostępne paczki. Ostatnio przywiozłam ich ze 20 :) W Polsce jest z tym problem, znaczy z zakupem. Bo jak się gdzieś, cudem nieopisanym uda je wypatrzeć, to trzeba zapłacić ok. 20 zł. No, sami rozumiecie 4-5 zł a 20 zł.

Furikake

Furikake

A oto reklama moich ulubionych posypek XD


Będąc w Kyoto na spotkaniu z M., dostałam od niego Yukari pen. Można powiedzieć, że to też taka wersja furikake tyle, że zamknięta w długopisie. Składa się ze zmielonych czerwonych liści shiso (pachniotki). No bo przecież zawsze dobrze mieć w Japonii, idą do restauracji i zamawiając gohan, swoje własne furikake :)

Furikake Yukari pen

Najlepiej pokazał to Teraminato w swoim filmie - gorąco polecam obejrzeć.



 いただきます ^^

piątek, 27 maja 2016

Gdzie są moje klocki?

Nie tak całkiem dawno temu, moja mała kolekcja klocków Lego powiększyła się o kolejny zestaw. To następny zestaw z serii Star Wars a mianowicie Tydirium - Imperialny wahadłowiec (numer 75094). Przyznam się szczerze, że zbierałam się do niego kilka dni. Powód? Assassin's Creed Unity na PS4 :) Nie mogłam oderwać się od tej "przeklętej" gry, tak mnie pochłonęła. 

No ale w końcu, usiadłam i po 3 godzinach oraz znaczących 15 minutach miałam już pojazd w całości. Prawie. Okazało się, że w zakupionym zestawie brakuje dwóch części do jednego skrzydła. Przeszukałam wszystkie torebki, całą podłogę i nie znalazłam ich. Suma sumarum trzeba było wyciągnąć pudełko z moimi starszymi klockami i dopasować brakujące elementy. Bez tragedii, bo w komplecie wahadłowca brakowało 2 prostokątów 12x2. No ale co zrobić, bo przecież zestaw nie jest kompletny.

Lego Star Wars Tydirium

Strona internetowa i customer service. Napisałam do Lego, że zestaw nie jest kompletny. Weszłam na formularz i zamówiłam brakujące elementy. W odpowiedzi otrzymałam mail, w którym Lego poinformowało, że przyśle mi paczuszkę i będę mogła dalej "budować". Tak też się stało, i właśnie kilka dni temu dostałam do skrzynki przesyłkę a w niej elementy oraz list przepraszająco-wyjaśniający.

Lego Star Wars Tydirium

Kiedyś oglądałam program na National Geographic, dokument o megafabrykach. Jeden odcinek poświęcony był właśnie Lego. Pamiętam jak chwalili się, że wprowadzenie skomputeryzowanego systemu kontroli jakości, do minimum eliminuje dekompletację zestawów przy procesie pakowania. No cóż, jak widać nie zawsze ^^ Nie jestem pewna czy to ten dokument ale wrzucam na stronę, bo fajnie pokazali proces projektowania nowego zestawu.


Han Solo i Chewbacca są szczęśliwi, mogą wreszcie ruszać w kosmos ;)

  Lego Star Wars Tydirium

czwartek, 26 maja 2016

Japonia 2016 - Kyoto. Dzień 4.

Pakowanie się o 2 w nocy jest naprawdę złym pomysłem. Szczególnie, gdy spakuje się kawę i zapomni się gdzie się ją włożyło a rano człowiek potrzebuje kofeiny. To bardzo zły pomysł był. No ale jakoś udało się dopchnąć wszystko i korzystając z komunikacji miejskiej dojechać do stacji shinkansenów na Tokyo. Poprzedniego dnia jeszcze załatwiałam bilety, więc bez pośpiechu, przed wejściem do pociągu zdążyłam popełnić zakupy i zapalić. Tak, nic się nie zmieniło - nadal kopcę jak komin :)

Japan 2016 - Kyoto. Day 4.

Japan 2016 - Kyoto. Day 4.

Japan 2016 - Kyoto. Day 4.

Do Kyoto w komfortowych warunkach zapewnionych przez Hikari, dojechałam gdzieś w okolicach 12. Od lat, jak tylko wyląduje w tym mieście, to staram się zakwaterować w hotelu kolejowym czyli Granvii. Problem z tym przybytkiem polega tylko na tym, że check-in jest od 15. W sumie małe przepakowano w lobby i już można było ruszać w miasto.

Japan 2016 - Kyoto. Day 4.

Japan 2016 - Kyoto. Day 4.

Pierwsze kroki skierowane zostały do zamku Ninjo. To jest całkiem wdzięczny obiekt historyczny do zwiedzania. Przede wszystkim z uwagi na historię, ogród a także słowicze podłogi. Brama główna niestety była zasłonięta bo w trakcie renowacji. Planowany termin otwarcia jest ustalony na 2019 rok.

Japan 2016 - Kyoto. Day 4.

Japan 2016 - Kyoto. Day 4.

Japan 2016 - Kyoto. Day 4.

Pech chciał, że dzień wcześniej skończyło się nocne zwiedzanie ogrodów. Pamiętam jak kilka lat temu, moi rodzice byli w Kyoto w trakcie tego wydarzenia. Wieczorne zwiedzanie, przy zamontowanym oświetleniu drzewek sakury tworzy naprawdę niesamowity klimat. Dodatkowo w okolicach bramy głównej rozstawione były różne kramiki, gdzie można było spróbować "festiwalowego" jedzonka. No cóż, w tym roku spóźnienie wyniosło 1 dzień ^^

Japan 2016 - Kyoto. Day 4.

Japan 2016 - Kyoto. Day 4.

Japan 2016 - Kyoto. Day 4.

Będą w Kyoto nie można nie odwiedzić złotego pawilony albo srebrnego. Najlepiej zaliczyć dwa. Słyszałam, że mieszkańcy i odwiedzający to miasto, prowadzą mały "spór", która z tych budowli jest ładniejsza. Trudno powiedzieć, i jedna i druga jest urokliwa. Może złoty pawilon jest bardziej turystycznym i bardziej obleganym miejscem. Ja jednak wolę srebrny pawilon. Chciałabym kiedyś móc odwiedzić go w nocy, przy świetle księżyca i zobaczyć, czy faktycznie jego poświata sprawia, że żwir wygląda jak mieniąca się woda. A złoty pawilon jak zawsze był mega oblegany, doszło już nawet do tego, że przy punkcie widokowym, służby porządkowe kierowały ruchem zwiedzających. Po wyjściu z kompleksu, okazało się, że poprawiają zbocze jedne z otaczających kompleks z gór. A przy okazji i parking też przebudowali, a sklepik z pamiątkami, który był na końcu, zmienił swoje miejsce lokalizacji. Prace nadal trwają i nie jestem pewna kiedy się zakończą.

Japan 2016 - Kyoto. Day 4.

Japan 2016 - Kyoto. Day 4.

Japan 2016 - Kyoto. Day 4.

Później podjechało się do taksówką, bo czasy było naprawdę mało, pod budynek urzędu miasta. okazało się, że tego dnia w Kyoto był jakiś zlot oldtime'ów i na ulice wyjechały pięknie utrzymane zabytkowe samochody. Chyba z 20 minut stałam z otwartą buzią i śliniłam się na widok tych cudeniek.

Japan 2016 - Kyoto. Day 4.

Japan 2016 - Kyoto. Day 4.

Japan 2016 - Kyoto. Day 4.

Późno się strasznie zrobiło, więc czym prędzej ruszyliśmy w stronę Karasumy aby jeszcze zdążyć zanim zamkną Nam targ Nishiki. Jak zwykle, specyficzny zapach pikli i kiszonek dostał się w nozdrza. Zawsze chce sobie przywieźć choć jedną paczuszkę tego dobrodziejstwa, ale terminy przydatności do spożycia są bardzo krótkie, więc tego nie robię ... buuu :) Bardzo lubię tam chodzić, nie tylko z powodu niesamowitego klimatu tego miejsca, i kilku sklepów które staram się odwiedzić, za wszelką cenę. Jest tam bardzo fajny sklep z papierem washi, antykwariat z drzeworytami, sklep z nożami Aritsugu, wytwórnia kosmetyków naturalnych produktów... tyle miejsc a tak mało czasu.

Japan 2016 - Kyoto. Day 4.

Japan 2016 - Kyoto. Day 4.

Japan 2016 - Kyoto. Day 4.

Japan 2016 - Kyoto. Day 4.

Japan 2016 - Kyoto. Day 4.

Pod wieczór, dotarliśmy do hotelu. Nastąpiło mało przepakowanie i szybko poszliśmy jeszcze do Porty na kolację. Czasu było naprawdę mało, bo jeszcze okazało się, że o 20 do hotelu przyjeżdża znajomy i kilka godzin w hotelowej restauracji spędziliśmy rozmawiając. Staram się zawsze przywieźć coś z Polski jako prezencik, więc tym razem padło na Nasze rodzime trunki oraz słodycze. Był pomysł na ser, ale M. jechał tego dnia (o 21:37) do Tokyo na seminarium, więc ten pomysł upadł bardzo szybko. Nie wiem, jak trafiłam do łóżka, pamiętam, że napiłam się jeszcze kawy, zapaliła, przysnęłam w wannie i... jakoś tak wyszło. Ten dzień był naprawdę fajny ale totalnie pozbawił mnie energii.

Japan 2016 - Kyoto. Day 4.



Zdjęcia z dnia tutaj

poniedziałek, 23 maja 2016

Się popsuło.

Opowiem Wam historię pewnego urządzenia elektronicznego, które na kilka dni przed końcem dwuletniej gwarancji doszło do wniosku, że się popsuje. Jak wspomniałam, prawie dwa lata temu nabyłam drogą kupna, w pewnym dobrze znanym "mega" sklepie elektroniczny, którego nazwy przytaczać nie będę (zaczyna się na "S") e-book'a firmy Prestigio. 

Jeżeli chodzi o używanie urządzeń to jestem pedantyczna, do tego stopnia, iż mój czytnik nawet oryginalną folię miał na wyświetlaczu, zawsze w futerale i zawsze w bezpiecznym miejscu się znajdował. Nie poobijany, w stanie wręcz idealnym. Każdy kto mnie zna, wie że folię z nowego telewizora zdjęłam dopiero gdy ta odpadała a piloty trzymam nadal w foliach, że już o wszystkich telefonach, tabletach, etc. folia ochronna i etui to podstawa. Czytałam na Prestigio przez blisko 2 lata, działał dobrze. Czasami zdarzyło mu się jakieś zwieszenie ale nigdy nic poważnego - restart to mu może zrobiłam z 5 razy. 

Jednak na 2 tygodnie przed końcem gwarancji, czytnik ogłosił że dalej pracować nie będzie. Nic nie można było z nim zrobić: nie ładował się, że można go było resetować, komputer go nie widział. Więc zabrałam moje "maleństwo" (dobrze, że miałam oryginalne pudełko) do sklepu na literę "S" i zgłosiłam go w ramach gwarancji do naprawy. Potem wyjechałam jak wiecie do Japonii. W międzyczasie dostałam informację, że urządzenie wróciło z naprawy i jest gotowe do odbioru. Strasznie się uciszyłam, co prawda liczyłam się z faktem, że wszystkie dokumenty na czytniku pewnie poszły w niepamięć, ale najważniejsze, że czytnik działa.

Pojechałam do sklepu na literę "S" i odbieram czytnik. Niestety... o ile naprawili zasilanie to rozwalili mi główny klawisz funkcyjny. Działać to on działa, ale tak go zamontowali, że lata na wszystkie strony. Co oczywiste, czytnika nie odebrałam - zgłosiłam uszkodzenie podczas prac serwisu w naprawie. Kilka dni temu, dostaję informację, że moje zgłoszenie do naprawy było bezpodstawne i generalnie mam radzić obie sama, bo oni owszem mogą go jeszcze raz wysłać do serwisu ale na mój koszt, bo czytnik nie jest już na gwarancji.

Błąd popełnili okrutny, bo najwyraźniej nie przeszkolili obsługi działu swojego serwisu, i Pani w nim urzędująca próbował mi wmówić, że gdy urządzenie w ramach gwarancji jest w serwisie, to wówczas gwarancja się nie przedłuża o czas pobytu urządzenia w serwisie. Well... kierownik sklepu na literę "S" został poproszony. Okazała się nim bardzo miła Pani, która przyznała rację i tym oto sposobom, mój czytnik wylądował 3 raz w serwisie. Dano im termin 7 dni na odpowiedź. Jak się nie wyrobią i nie naprawią tego co zepsuli, to generalnie będę domagała się nowego urządzenia wolnego od wad. Zobaczymy :)

Daję zdjęcie czarno-białe, bo nie wiem jak sprawa dalej się potoczy. "S" ma czas do 25 maja. Poinformuję, co się stało dalej, bo sprawa jest ciekawa.

Prestigio

sobota, 21 maja 2016

Warszawskie Targi Książki 2016

Ten tydzień był dość zwariowany, a to ze względu na pracę i to, że zbliża się powoli Matsuri, na którym będziemy (PSMJ) się prezentować. Sporo spraw do załatwienia, no a czasu do 4 czerwca coraz mniej.

Co roku staram się wygospodarować czas aby odwiedzić Warszawskie Targi Książki. Zdecydowanie odradzam odwiedzenia ich w weekend, bo odwiedzających wtedy jest tak dużo, że trudno dopchać się do stoisk danego wydawnictwa. W czwartek natomiast, kiedy targi mają swój pierwszy dzień, nie wszystko jest jeszcze gotowe. Tak więc, najlepszym dniem jest piątek i to z samego rana. 

Warszawskie Targi Książki 2016

W pracy wzięłam sobie dzień wolny specjalnie na to aby móc pojechać na Stadion Narodowy, na którym od kilku lat  targi są organizowane. Bilet normalny kosztuje 12 zł, w przedsprzedaży (która trwała do 18 albo 19 maja) kosztował 10 zł. Całe szczęście kas biletowych jest dużo, więc zakup wejściówki nie stanowi problemu. Wydaje mi się, że z roku na rok wystawców jest więcej, choć pod względem zajętej powierzchni chyba nic się nie zmienia. Najwyraźniej wystawcy dostają mniejsze powierzchnie albo nie wszyscy decydują się na wystawienie. 

Jak zwykle na parterze Stadionu mieściły się antykwariaty oraz wydawnictwa/sklepy zajmując się sprzedażą komiksów. Był m.in. Egmont, Waneko, Gildia.pl, Hanami, Yatta, etc. Miałam nadzieję, że w Gildii.pl uda mi się zakupić ostatni tom Funky Kovala ale z tego co się dowiedziałam, niestety był tylko w wydaniu zbiorczym od Egmontu. Podobno nakład ostatniej części był mniejszy w porównaniu z poprzednimi tomami. Trudno - będę szukać dalej. 

Warszawskie Targi Książki 2016

Na pierwszym piętrze, czyli głównym wystawowym znajdowały się wydawnictwa, sklepy internetowe oferujące książki, instytuty wydawnicze - te małe i te duże. Sporo instytucji miało informację, że ich stoiska zostały dofinansowane z funduszy publicznych, Widać organizatorzy podnieśli ceny za m2 powierzchni. 

Warszawskie Targi Książki 2016

Warszawskie Targi Książki 2016

Warszawskie Targi Książki 2016

Gdy na stronie internetowej WTK pojawiają się informację, jakie wydawnictwa będą uczestnikami bieżącej edycji, siadam sobie spokojnie z kubkiem kawy i robię wish listę. Polega ona na tym, że wypisuję sobie książki, których nie udało mi się kupić i sprawdzam, na mapie targów, gdzie dane wydawnictwo się znajduje. Pozwala to trochę zaoszczędzić czasu. Więc, gdy jestem już na miejscu, mniej więcej wiem, gdzie powinnam się kierować i co mnie interesuję. 

Warszawskie Targi Książki 2016

Warszawskie Targi Książki 2016

Cenami zazwyczaj się nie martwię, bo są zdecydowanie niższe niż w tradycyjnych księgarniach, czy w ofercie sklepów internetowych. Przeważnie 25-40%, więc oszczędności są znaczne. Dużym plusem takich targów jest możliwość porozmawiania w pracownikami wydawnictw o ich planach. I tak oto dowiedziałam się kilku ciekawostek :) Oprócz porzuconej serii "Psi i zmiennokształtni" przez Prószyńskiego, inne serie które mnie interesują będą wydawane - hell yes! Największy uśmiech wywołał u mnie "Papierowy Księżyc" - małe ale obrotne wydawnictwo, które będzie wydawało dalej Demonicę i serię o Vladzie - być może już na jesieni. Również Wydawnictwo Akurat ma już pierwsze wstępne tłumaczenie drugiego tomu tomu Raven. Sylvain Reynard jest jednym z moich ulubionych autorów, może dlatego, że Gabriel był połączony tematycznie z Boską Komedią. Pamiętam, że gdy skończyłam czytać Gabriela to chciałam odświeżyć sobie Danetego ale ... nigdzie nie mogłam znaleźć mojego egzemplarza, i do tej pory nie mogę go znaleźć. Albo komuś pożyczyłam i jeszcze do mnie nie wrócił albo zaposiałam. Ubolewam nad zgubą strasznie, bo to było piękne wydanie z 1921 roku... Na rynku antykwarycznym, to wydanie w dobrym stanie i o niskim numerze, kosztuje średnio 300 - 500 zł...

Targi opuściłam po 4 godzinach wędrowania wśród książek i pojechałam do... Empiku, po książkę :) Okazało się, że na stoisku Wydawnictwa Otwartego (filia Znak), nie mają ostatniego tomu Daringham Hall. W sumie bym się nie dziwiła tak bardzo, gdyby nie fakt, że premiera tego tomu była 18 maja. Książkę kupiłam a jakże. 

Podsumowując. Kupiłam 12 książek, kilka pozycji dla rodziców, a resztę dla siebie. Ile czasu zajmie mi ich przeczytanie? Trudno powiedzieć ale z zapisków, które prowadzę, w miesiącu średnio czytam od 6 do 15 pozycji. Czy to dużo? Nie wiem. Książki raczej tanim hobby nie są, szczególnie gdy czyta się ich dużo. Ale nie wyobrażam sobie bez nich życia. Sprawiają, że jestem szczęśliwsza a to jest w życiu najważniejsze - być szczęśliwym. Może ilość pochłanianych przeze mnie książek wynika też po części z tego, że moim pierwszym zawodem, który zdobyłam był zawód księgarza ;) Bardzo chciałam pracować kiedyś w wydawnictwie i móc tworzyć coś wyjątkowego. To marzenie, mimo upływu tylu lat nadal jest aktualne.

niedziela, 8 maja 2016

LUSH z kraju kwitnącej wiśni.

LUSH to firma kosmetyczna zajmująca się produkcją naturalnych kosmetyków na bazie olejków kwiatowych, pigmentów, owoców i warzyw, etc. Ich produkty nie są testowane na zwierzętach. Wyróżnia ich oryginalna forma, kolorystyka, no i przede wszystkim niesamowite nuty zapachowe. Istniej w ponad 30 krajach na całym świecie ale jakoś do Polski jeszcze nie zawędrowała - szczerze ubolewam nad tym faktem. Bardzo popularna w zjednoczonym królestwie, Stanach Zjednoczonych oraz w Japonii. 

I właśnie kilka lat temu, będą w Japonii po raz pierwszy natrafiłam na ich sklep. Od tego czasu, jestem cichym miłośnikiem ich produktów, w szczególności mydełek oraz bath bombs. Czasami, gdy kończą mi się zapasy, kupuje produkty Lush'a na stronie UK. Co prawda, w zależności od kraju, sprzedawany asortyment może się trochę różnić, szczególnie jeżeli chodzi o produkty sezonowe bądź limitowane. Jednak jest dość sporo produktów flagowych, które są dostępne we wszystkich państwach.

Tym razem, będą przejazdem w Kyoto również popełniłam zakupy w Lush'u znajdującym się w kompleksie handlowych Porta/Cube na Kyoto-eki. Rachunek końcowy okazał się dość spory, więc skorzystałam z tax-free XD  


(zdjęcie nie jest mojego autorstwa, pochodzi ze strony: http://www.kyotostation.com/the-cube-shopping-mall-at-kyoto-station/ )

I tak oto zakupiłam:

Hanami Scrub (no. 5888), który jest limitowanym produktem dostępnym jedynie na Japonię. Po teście mogę powiedzieć tylko, że strasznie żałuję, iż nie kupiłam ich więcej. Scrub pięknie pachnie, w procesie mydlenia uwalnia śliczne kwiatki wiśni a skóra po nim wydaje się być mega odżywiona i nawoskowana. Pewnie dlatego, że w skład produktu wchodzą m.in. sól morska, masło Shea, olej kokosowy, olejek lawendowy i pomarańczowy, ekstrakt z róży damasceńskiej, ylang ylang. Teoretycznie na eBay widziałam dwie osoby, które mają go w swojej ofercie ale koszt 60 zł za 120g scruba jest troszeczkę zbyt wysoki. 

LUSH

Z mydełek kupiłam m.in. Bohemian (nie podam Wam numeru, bo obecnie jest w użyciu a opakowanie, głupia ja... wyrzuciłam). W skład produktu wchodzi m,in. gliceryna, olej kokosowy, olejek cytrynowy i limonkowy, Pachnie rewelacyjnie - świeżo wyciskaną cytrynką! 
Oczywiście nie mogłam nie kupić mojego ulubionego mydełka o wdzięcznej nazwie "Honey I washed the kids", którego nutami przewodnimi jest oczywiście miodzik oraz toffi. Jego numer to 842. Ostatnie mydełko to Miranda (no. 6092) - jego jeszcze nigdy nie testowałam, więc jestem bardzo ciekawa. Ma przepiękny pomarańczowy kolor a pachnie jak kiwi! Już nie mogę się doczekać testowania :)

LUSH

Zawsze największą frajdę sprawia mi używanie kul do kąpieli tzw. bath bombs. Są bardzo duże, dlatego często staram się podzielić je na połówki. Efekt jest zadowalający a produkt starcza na dwie/trzy kąpiele. Jednak efekt "wow" uzyskami, gdy użyjemy produktu w całości. Oto dowód:


Kupiłam aż 4 rodzaje:
- Intergalactic, która zawiera mega ilości brokatu, więc uważajcie!,
- Dragon's egg, nie wiem skąd wzięli nazwę ale przyznam, że nawet pasuje,
- Rose Bombshell, która jest limitowaną propozycją od Lush'a na Dzień Mamy,
- Tisty Tosty - bardzo różana i niesamowicie pachnąca kula do kąpieli w kształcie serduszka.

LUSH

LUSH

A tak wygląda produkcja kul Dragon's egg. Sądzę, że osoby, które pracują w dziale produkcji w Lush'u mają serdecznie dosyć tych wszystkich zapachów, ze względu na ich intensywność ;)



czwartek, 5 maja 2016

Pimp my PS4!

Japonia ma fioła na punkcie gier. Największym zainteresowaniem cieszą się te na telefony, chociaż firmy produkujące "tradycyjne" gierki na konsole też potrafią zbierać swoje żniwa. Przed wyjazdem zrobiłam sobie wishlistę akcesoriów, które chciałam sobie kupić. 

PS4 akcesoria

W pierwszej kolejności podstawkę pod PS4. W naszych sklepach bez problemu można ją zakupić ale skoro już byłam w Japonii, a podstawki po prostu potrzebowałam... to kupiła! Szarą! W teorii chyba miała być biała, ale nawet pasuje do elementów hełmu "czarnego ojczulka". Ta jest oczywiście od Sony ale Yodobashi, w którym dokonałam zakupu miał ich zdecydowanie więcej.

PS4 Star Wars

Niestety dalej, moje oczęta skupiły się na elementach kurzoodpornych. Tego u Nas jeszcze nie widziałam ale pewnie gdzieś dostać takie można. To był raczej zakup nieplanowany. Jakoś tak znalazł się w koszyku.

No i elementy, których w ogóle nie planowałam kupić ale jak zobaczyłam folię ochronną na pada i kocie łapki na drążki, to po prostu, jak zwykła baba w sklepie z cukierkami, oszalałam na ich punkcie. Są dwa kolory, czarny i różowy. Na chwilę obecną zamontowałam czarne. Zobaczymy jak się będzie z nimi grało. Oby dobrze, bo są naprawdę mięciutkie! 

PS4 dualshock

Nie miałam za bardzo czasu aby przyjrzeć się gierkom, nad czym ubolewam strasznie. Ale na półce z grami na PS4, odnalazłam naszego rodzimego Wiedźmina, w jakże atrakcyjnej cenie - tylko 7530 yen. Co prawda, tylko w wersji standardowej ale zawsze coś. I oczywiście jak to Polak, który widzi na obczyźnie produkt krajowy, nie mogłam nie szepnąć słówka do stojącego obok, niczego niepodejrzewającego Japończyka ;)

Wiedźmin Japonia

niedziela, 1 maja 2016

Festiwal piwa w Warszawie.

Tuż przed moim wyjazdem do Japonii, razem z S. wybraliśmy się na organizowany na stadionie warszawskiej Legii Festiwal Piwa. Piwosz ze mnie żaden wybitny ale od czasu do czasu lubię napić się trochę innych trunków, niekoniecznie dostępnych w normalnym, sklepowym obrocie. Rok temu, byłam również na tym festiwalu i bardzo mi się podobało. Miałam ogromną nadzieję, że i tym razem się nie zawiodę.

Warszawski Festiwal Piwa 2016

Nie jestem pewna ale wydaje mi się, że festiwal rozpoczął się w czwartek. Niestety, dotarliśmy na niego dopiero w sobotę i to późnym popołudniem. Dlaczego niestety? Okazał się, że znaczna część browarów nie miała już ciekawego asortymentu na który się nastawiałam. Widać, zapotrzebowanie było znacznie większe niż podaż na trunki.

Warszawski Festiwal Piwa 2016

Liczyłam, że uda mi się napić Milkshake IPA od Omnipollo, czyli truskawkowego shaku z procentami piwa czy też Ice Cream Pale... albo My name in IBU od Brokreacji - gdzie IBU wynosiło 1000 :) S na przykład wybrał mocno czereśniowe kwaśne piwo, którego normalny człowiek nie byłby w stanie wypić... mnie wykrzywiało na wszystkie strony świata!

Warszawski Festiwal Piwa 2016

Generalnie wypiliśmy bardzo grzecznie po kilka trunków tego co było dostępne a przy okazji zagryzaliśmy suszoną wołowinką w sosie teryaki z Kanady, węgierskim langoszem czy też belgijskimi frytkami z majonezem! Można było spokojnie z kubeczkiem wypełnionym pysznościami usiąść na trybunach i cieszyć miłą atmosferą. Chwila wytchnienia od codziennego zabiegania.

W międzyczasie zawiązały się nowe znajomości jak również dołączyli do Nas znajomi S, i ruszyliśmy dalej w miasto do klubu dla motocyklistów. Było fajnie, dlatego z niecierpliwością wyczekuję kolejnej edycji.

Warszawski Festiwal Piwa 2016

Dużo zdjęć nie zrobiłam bo ... piłam ^^