poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Wiersz Szymborskiej, kino azjatyckie i pewne "ciacho".

Dygresja pączkująca.

Od paru dni robię sobie wieczorki kinowe, w skład których wchodzi generalnie moja skromna osoba, TV i kubek kawy (albo i dwa). Jednym słowem, nadganiam wszelkie zaległości kinowe, które siłą rzeczy i przez lata zbierane wylądowały w szafkach w postaci płyt DVD. Dwa dni temu po raz pierwszy obejrzałam "Igrzyska śmierci" (nie wciągnęło mnie to wybitnie ale zaciekawiło, więc pewnie przejdę się do kina jak będą kolejne części). Wczoraj natomiast obejrzałam film pt. "Trzy królestwa" w reżyserii Johna Woo. Film jak łatwo się domyślić produkcji azjatyckiej, chociaż z drugiej strony może to wcale nie takie oczywiste. Pewnie  i tak większość z Was go już widziała, bo to produkcja bodaj z 2008 roku.

O samej fabule tego filmu za bardzo rozpisywać się nie będę. Generalnie mamy rok 208 n.e., po walkach ukształtowały się trzy terytoria władane przez osobnych panów. Problem polega na tym, że również mamy cesarza, który został przywrócony na piedestał przez jednego z generałów, który to następnie mianowany został na "premiera" - Cao Cao. Zły z niego człowiek, zmierza do obalenia marionetkowego cesarza aby samemu zasiąść na tronie ale najpierw musi pobić pozostałe królestwa. Najpierw atakuje krainę Wu, która to jak łatwo się domyśleć przegrywa - nie mają szans z armią wroga. Ale Wu w sowich szeregach mają, młodego i bardzo zdolnego stratega Lianga, który to z poselstwem wyrusza do trzeciego królestwa z prośbą o wsparcie. A w trzecim królestwie boski Tony Leung! ("Spragnieni miłości", "2046" i wiele innych). I na tym skończę :)

Cała sprawa właśnie tyczy się tego Lianga. Oglądam film (a trwa on dwie godziny z dobrym hakiem) i myślę sobie, że skądś tego "typa" kojarzę, bo na bank chińczykiem to on nie jest, podobnie jak kilku innych aktorów w tym filmie grających. Po obejrzeniu filmu i wydanej ocenie, że fajny był - skoczyłam na Filmweb i szukam. I co widzę, w roli Lianga Takeshi Kaneshiro - myślę sobie "Aha! Returner powrócił!", bo Returner to też tytuł filmu w którym grał główną rolę. Takeshi jest na w połowie japończykiem a w drugiej tajwańczykiem - ale urodę ma chyba bardziej japońską na moje oko.

金城武 飾演 諸葛亮 Takeshi Kaneshiro as Zhuge Liang

( za flickr )

"Ciacho" z poczuciem humoru, również aktorskim ;)



Przejrzałam sobie jego dotychczasowe poczynania aktorskie i natrafiłam na film pt. "Turn left, turn right". A dlaczego akurat zatrzymałam się na tym? Przyznam się szczerze, że mam pewną wrodzoną słabość kobiecą do panów z troszkę dłuższymi włosami, którzy jeszcze w taki nonszalancki sposób spinają je w kucyk. Nie chodzi mi o panów słuchających muzyki metalowej ( O_o ), bo miałabym obawy o swoje zapasy szamponu - wicie, konkurencja ;) No i właśnie Takeshi, na miniaturowym zdjęciu obok tego filmu takie miał. Weszłam na stronę z opisem filmu i czytał (za Filmweb): "Przeznaczeni sobie, ambitny skrzypek i utalentowana tłumaczka, chociaż ciągle mijają się na ulicy, w parku, na koncertach, nawet mieszkają obok siebie, pechowym zbiegiem okoliczności nie mogą się z sobą spotkać. Obraz inspirowany jest wierszem Wisławy Szymborskiej "Miłość od pierwszego wejrzenia", który jest po polsku kilka razy recytowany przez bohaterów filmu".

Turn Left, Turn Right starring by Takeshi Kaneshiro and Gigi Leung

( za flickr )

Wiecie co sobie wtedy pomyślałam (a była 1 w nocy): kino azjatyckie, ciacho Takeshi, wiersze Szymborskiej w produkcji z Hongkongu recytowane po polsku przez aktorów... I wanna see... now!

Znalazłam najpierw wiersz Naszej noblistki, co by się zaznajomić z utworem. Co prawda ja i poezja nie mamy się ku sobie, bo generalnie to na pamięć znam tylko utwór Konopnickiej, która nawołuje że "śmierci pożąda" u swojego lubego, oraz satyrę o biedronce Gałczyńskiego - zresztą moją ulubioną (zainteresowanym podam tytuł) ;) 

Anyway, oto wiersz (chyba po raz pierwszy na moim blogu takie cuda, ale uwierzcie mi to jest potrzebny i celowy zabieg):

"Miłość od pierwszego wejrzenia" - Wisława Szymborska

Oboje są przekonani,
że połączyło ich uczucie nagłe.
Piękna jest taka pewność,
ale niepewność piękniejsza.

Sądzą, że skoro nie znali się wcześniej,
nic między nimi nigdy się nie działo.
A co na to ulice, schody, korytarze,
na których mogli się od dawna mijać?

Chciałabym ich zapytać,
czy nie pamiętają -
może w drzwiach obrotowych
kiedyś twarzą w twarz?
jakieś "przepraszam" w ścisku?
głos "pomyłka" w słuchawce?
- ale znam ich odpowiedź.
Nie, nie pamiętają.

Bardzo by ich zdziwiło,
że od dłuższego już czasu
bawił się nimi przypadek.

Jeszcze nie całkiem gotów
zamienić się dla nich w los,
zbliżał ich i oddalał.
zabiegał im drogę,
i tłumiąc chichot
odskakiwał w bok.

Były znaki, sygnały,
cóż z tego, że nieczytelne.
Może trzy lata temu
albo w zeszły wtorek
pewien listek przefrunął
z ramienia na ramię?
Było coś zgubionego i podniesionego.
Kto wie, czy już nie piłka 
w zaroślach dzieciństwa?

Były klamki i dzwonki,
na których zawczasu
dotyk kładł się na dotyk.
Walizki obok siebie w przechowalni.
Był może pewnej nocy jednakowy sen,
natychmiast po zbudzeniu zamazany.

Każdy przecież początek
to tylko ciąg dalszy,
a księga zdarzeń
zawsze otwarta w połowie.

Bohaterowie faktycznie recytują ten wiersz po polsku, choć czasem trudno ich zrozumieć ale uznanie im się należy za starania. Co śmieszniejsze, praktycznie cały utwór literacki został wpleciony w konkretne zdarzenia w filmie, co w moim odczucie bardzo potęguje jego wydźwięk. Może film ten to nie jest produkcja oskarowa ale na tyle zabawna (o gash... co ja mówię, przecież to komedia romantyczna!), że ogląda się ja naprawdę dobrze. No i jeszcze postacie drugoplanowe, które swoim zachowaniem dorzucają do pieca :) 

Film można obejrzeć z angielskimi napisami na YT, i jeśli ktoś dysponuje czasem 1,5 godziny to polecam :)


[pierwsza minuta tego filmu na YT jest z pogłosem ale później już jest normalnie]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz