Bardzo rzadko zdarza mi się pisać o sprawach społecznych albo politycznych a tyczących się życia codziennego, szczególnie tego polskiego to naprawdę, takie wpisy na palcach jednej ręki można by policzyć.
Od jakiegoś już czasu toczy się zacięty na szczytach władzy politycznej (i nie tylko) spór o Warszawę. Prawdę mówiąc, osobiście czuję się już nim trochę zmęczona. Jednak kilkukrotne podsłuchane rozmowy na ulicy, czy w środkach komunikacji masowej skłoniły mnie do zabrania głosu w tej sprawie. Chciałam napisać "ważnej sprawie" ale nie wiem czy to odpowiednie słowo, a dlaczego to wyjaśnię dalej.
Po pierwsze, urodziłam się w Warszawie. Tutaj chodziłam do szkół, zmieniałam miejsce zamieszkania, zanieczyszczałam wysypiska śmieci własnej produkcji odpadami, więc czuję się uprawniona do zabrania głosu. Nie zamierzam mieszać w to mojej rodziny i mówić czy udowadniać od ilu pokoleń "my" tutaj "być".
Na początku myślałam, że na Referendum nie pójdę, bo w sumie do Wyborów na stanowisko Prezydenta Warszawy zostało już mało czasu i w sumie, może faktycznie nie ma sensu robić wcześniejszego przetasowania. Wszystko jak i to też kosztuje. Poza p. Guział stał na czele "tego ruchu" (a osobiście go nie lubię; stan ten wzmocnił się szczególnie po wypowiedzi na temat pewnej nieszczęsnej biegaczki).
Potem, Premier RM udzielił wywiadu, w którym zapowiedział, że gdy obecny Prezydent zostanie odwołany to na stanowisko Komisarza zostanie powołany (uwaga, uwaga!) osoba odwołana ze stanowiska. Kpina? Hmm... nie bo w sumie Premier może mianować kogo chce. Jasne, argument o odpowiedzialności politycznej jest uzasadniony ale Trybunał Stanu jakoś chyba szybko się nie zbierze.
W momencie zbierania głosów za Referendum, wyszło jeszcze kilka ciekawych spaw - włącznie z opłacaniem wolontariuszy. Również to, że partia prawicowa się w to włączyła i podniesiony został argument - "a skąd finansowana". No oczywiście, że z budżetu, bo składki poszły na co innego - na ochronę Prezesa... a nie moment - Prokuratura jednak umorzyła postępowanie :)
Anyway... rozmowy pośród ludności Warszawy o tym, czy pójść i zagłosować czy nie pójść i też zagłosować toczą się w najlepsze. Rozmowy zarówno osób, które pod Referendum się podpisały ale ich głos nie jest liczony z uwagi na fakt niemieszkania w mieście (więcej jest tych co się oburzają z tego powodu ale i są też tacy, który rozumieją), no i tych co mieszkają ale maja wątpliwości czy cokolwiek to da. Premier przekonuje, że w sumie nie trzeba iść ale "kto się słucha" Premiera ^^"
No więc siedzę i myślę, co mi w postępowaniu obecnej jeszcze władzy się nie podobało, m.in:
- zbyt wysokie premie dla urzędników, szczególnie tych z nadania politycznego oraz burmistrzów (plan zrealizowany nie w 100% a nagrody w mln zł);
- ceny biletów w górę a taboru mniej (w obronie 175 murem stoję);
- naprawa Grota-Roweckiego na całe szczęście coraz bliżej ale kilkakrotnie przekładana;
- trasa Armii Krajowej zalana (i to nie jeden raz) a Prezydent problemu nie dostrzega;
- na naprawę wałów przeciwpowodziowych nie ma; mieszkańcy nocą ratowali wraz ze strażą ogród zoologiczny;
- II linia metra miała być już dawno na Euro2012 a u się okazuje, że będzie w kawałkach i to za rok, dwa lub więcej (w sumie na I to się mieszkańcy 25 lat naczekali a jak pompa przy otwarciu była);
- paraliż komunikacyjny w dniu matur i obwinianie dziennikarzy, że informacji nie przekazują (to najchętniej bym bez komentarza pozostawiła);
- Most Północny lewo oddany a już musi iść do naprawy;
- zalany tunel, ponownie zalany w dniu otwarcia...
No to tyle ciekawostek jakimi uraczyła mnie osobiście pani Prezydent w ostatnim czasie. Co prawda w czwartek wyjeżdżam na kilka dni do Torunia ale obiecuję, że wrócę w niedzielę aby zagłosować. Nie dlatego aby wesprzeć partię prawicową, która pseudo "godziną W" zachęca do udziału - bo akurat używając tego hasła, tego znaku mnie wkurzyli i tyle. Pójdę tylko z jednego prostego powodu "jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie" - no to teraz ja chciałabym być tym Bogiem i wylać na głowę w celu otrzeźwienia kubeł zimnej wody. Może Pani Prezydent zrozumie, że sprawowanie takiej funkcji wiążę się przede wszystkim z obowiązkiem (choć chciałoby się powiedzieć, że z mlekiem matki wyssanym) szacunkiem do ludzi w tym również do mieszkańców. To "my" wybieramy władzę, i w każdej chwili tą władzę możemy odwołać, więc z całym szacunkiem - proszę mnie nie traktować jak śmiecia.
Ale każdy medal ma dwie strony, podobnie zresztą jak ta sytuacja. To nie jest tak, że obecna władza siedzi na stołkach, pije kawę i wcina ciasteczka. Pozyskiwanie środków unijnych, ich wykorzystywanie (gdyby nie te kary za nieterminową realizację to byłoby naprawdę pięknie). Imprezy cykliczne, wreszcie ukończone Centrum Kopernika, naprawa dróg (no gdyby się tak jeszcze nie psuły). Miasto się zmienia bo musi, jest nas coraz więcej a tym samym komunikacja, usługi (edukacja, opieka zdrowotna, etc) powinny nadążać za wzrostem populacji. To ciężkie zadanie ale to zadanie może realizować tylko ratusz, bo tylko on jest do tego uprawniony a nie zwalać zadania na samorząd terytorialny i cieszyć się, że Nam ubyło a im przybyło. Za zadaniem powinny iść fundusze. I w tym momencie jestem za zniesieniem janosikowego - bardzo mi przykro. Ten kto mieszka tutaj i pracuje, uczy się, bierze kredyty na mieszkanie, wynajmuje - powinien odprowadzać tutaj pieniążki tak aby miasto za "martwe dusze" płacić nie musiało.
Już mi się cieplej zrobiło, ciśnienie też odpowiednio wzrosło a moje wewnętrzne wątpliwości przelały się na wpis - z czego jestem dumna. Jak zawsze przepraszam za zwłokę z postach :) Dużo pracy mam, sporo na japońskim się dzieje, za chwilę Toruń a potem... XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz