poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Dzień japoński na Pradze.

Byłam wczoraj. Najchętniej bym to właśnie tak podsumowała: zwiedziłam co było do zwiedzenia  i opuściłam park praski. Z tego zdania można by wnioskować, że coś było nie tak jak być powinno albo nie tak jak się to sobie wyobrażało. Prawda jest taka, że było bardzo "ubogo". W porównaniu do Matsuri na Agrykoli to niebo a ziemia, no ale to też inny rodzaj wydarzenia. 

Od razu zaznaczę, że ani na jednej imprezie ani na drugiej nie byłam cały dzień tylko 1-2 godziny. Na wczorajszej imprezie chyba największym zainteresowaniem cieszyło się stoisko z bonsai, bo generalnie w moim odczuciu to było jedyne dobrze przygotowane stoisko. To był ten sam Pan, który prezentował swoje prace na Matsuri. Zamieniliśmy kilka słów i okazało się, że gdzieś tam, kiedyś tam się nasze drogi się krzyżowały w odległości nieodgadnionych czeluści internetu. W okolicach 20 września będzie miała miejsce wystawa 50 drzewek, na którą zostaliśmy zaproszeni.

Dzień japoński - Praga, Warszawa.

Dzień japoński - Praga, Warszawa.

Dzień japoński - Praga, Warszawa.

Dzień japoński - Praga, Warszawa.

Jasne, był jeszcze mały namiocik gdzie stały 4 krzesełka i można było nauczyć się origami czy napisać swoje imię katakaną. Był też jakiś punkt z przenośnym małym siedzeniem do robienia masażu ale nie bardzo zrozumiałam o co chodzi. Bo masaż z Japonią kojarzy mi się w szczególności z obleganymi, gigantycznymi fotelami które wymasują Tobie wszystko w przybytkach typu Big Camera albo Yodobashi (czyli sklepy z elektroniką), gdzie po pracy (i nie tylko) Japończycy masowo uderzają. A oblegają na tyle skutecznie te fotele, że czasem trudno znaleźć jakiś wolny. I na tym zwiedzanie się skończyło, że nic innego z takich stałych stoisk nie miało miejsca, no chyba że ktoś chciał kupić pańską skórkę albo maskę konia... 

Dzień japoński - Praga, Warszawa.

A nie przepraszam, na scenie jeszcze odbywał się pokaz zakładania kimon... organizatorzy próbowali namówić kogoś z widowni na ubranie się ale chyba nikt się nie zdecydował, bo na oko widzów było tak z 40 osób porozrzucanych pod całą muszlą koncertową.

Gdy w porozumieniu mieliśmy już opuszczać "festyn" dostrzegliśmy znajome twarze także na chwilę zamieniliśmy słowo. Wtem na scenie pojawiła się Hana Umeda :) Nie wiem czy ktoś z Was ją kojarzy ale czasem jest gościem na tego typu wydarzeniach. Moim skromnym zdaniem, a przecież specjalistka od tańca ze mnie żadna to Hana za każdym razem wywołuje na mnie piorunujące wrażenie, na tyle że aż mnie pozytywne ciarki przeszły. Hana wykonuje taniec w tradycji nihon buyou. Przepraszam za jakoś zdjęć ale coś mi aparat lekko oszalał już pod koniec albo to te emocje ;)

Dzień japoński - Praga, Warszawa.




3 komentarze:

  1. Tylko dla Hany chciałam tam być, ale, jak już pisałam, do Wawy daleko. Raz udało mi się zobaczyć Hanę na żywo we Wrocławiu. Chciałabym jeszcze. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A we Wrocławiu to w ramach czego występowała?

      Świetna jest! Naprawdę podziwiam dziewczynę za jej zaangażowanie i pasję. Poza tym taki taniec to nie jest prosta sprawa, lata ćwiczeń, praktyka, czas że o pieniążkach nie wspomnę.

      Usuń
    2. Udało mi sie obejrzeć spektakl "Obsesja" Teatru Remus (http://www.teatrremus.pl/repertuar_pl.html), w którym między innymi Hana występowała. Polecam. :)

      Usuń