poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Wiersz Szymborskiej, kino azjatyckie i pewne "ciacho".

Dygresja pączkująca.

Od paru dni robię sobie wieczorki kinowe, w skład których wchodzi generalnie moja skromna osoba, TV i kubek kawy (albo i dwa). Jednym słowem, nadganiam wszelkie zaległości kinowe, które siłą rzeczy i przez lata zbierane wylądowały w szafkach w postaci płyt DVD. Dwa dni temu po raz pierwszy obejrzałam "Igrzyska śmierci" (nie wciągnęło mnie to wybitnie ale zaciekawiło, więc pewnie przejdę się do kina jak będą kolejne części). Wczoraj natomiast obejrzałam film pt. "Trzy królestwa" w reżyserii Johna Woo. Film jak łatwo się domyślić produkcji azjatyckiej, chociaż z drugiej strony może to wcale nie takie oczywiste. Pewnie  i tak większość z Was go już widziała, bo to produkcja bodaj z 2008 roku.

O samej fabule tego filmu za bardzo rozpisywać się nie będę. Generalnie mamy rok 208 n.e., po walkach ukształtowały się trzy terytoria władane przez osobnych panów. Problem polega na tym, że również mamy cesarza, który został przywrócony na piedestał przez jednego z generałów, który to następnie mianowany został na "premiera" - Cao Cao. Zły z niego człowiek, zmierza do obalenia marionetkowego cesarza aby samemu zasiąść na tronie ale najpierw musi pobić pozostałe królestwa. Najpierw atakuje krainę Wu, która to jak łatwo się domyśleć przegrywa - nie mają szans z armią wroga. Ale Wu w sowich szeregach mają, młodego i bardzo zdolnego stratega Lianga, który to z poselstwem wyrusza do trzeciego królestwa z prośbą o wsparcie. A w trzecim królestwie boski Tony Leung! ("Spragnieni miłości", "2046" i wiele innych). I na tym skończę :)

Cała sprawa właśnie tyczy się tego Lianga. Oglądam film (a trwa on dwie godziny z dobrym hakiem) i myślę sobie, że skądś tego "typa" kojarzę, bo na bank chińczykiem to on nie jest, podobnie jak kilku innych aktorów w tym filmie grających. Po obejrzeniu filmu i wydanej ocenie, że fajny był - skoczyłam na Filmweb i szukam. I co widzę, w roli Lianga Takeshi Kaneshiro - myślę sobie "Aha! Returner powrócił!", bo Returner to też tytuł filmu w którym grał główną rolę. Takeshi jest na w połowie japończykiem a w drugiej tajwańczykiem - ale urodę ma chyba bardziej japońską na moje oko.

金城武 飾演 諸葛亮 Takeshi Kaneshiro as Zhuge Liang

( za flickr )

"Ciacho" z poczuciem humoru, również aktorskim ;)



Przejrzałam sobie jego dotychczasowe poczynania aktorskie i natrafiłam na film pt. "Turn left, turn right". A dlaczego akurat zatrzymałam się na tym? Przyznam się szczerze, że mam pewną wrodzoną słabość kobiecą do panów z troszkę dłuższymi włosami, którzy jeszcze w taki nonszalancki sposób spinają je w kucyk. Nie chodzi mi o panów słuchających muzyki metalowej ( O_o ), bo miałabym obawy o swoje zapasy szamponu - wicie, konkurencja ;) No i właśnie Takeshi, na miniaturowym zdjęciu obok tego filmu takie miał. Weszłam na stronę z opisem filmu i czytał (za Filmweb): "Przeznaczeni sobie, ambitny skrzypek i utalentowana tłumaczka, chociaż ciągle mijają się na ulicy, w parku, na koncertach, nawet mieszkają obok siebie, pechowym zbiegiem okoliczności nie mogą się z sobą spotkać. Obraz inspirowany jest wierszem Wisławy Szymborskiej "Miłość od pierwszego wejrzenia", który jest po polsku kilka razy recytowany przez bohaterów filmu".

Turn Left, Turn Right starring by Takeshi Kaneshiro and Gigi Leung

( za flickr )

Wiecie co sobie wtedy pomyślałam (a była 1 w nocy): kino azjatyckie, ciacho Takeshi, wiersze Szymborskiej w produkcji z Hongkongu recytowane po polsku przez aktorów... I wanna see... now!

Znalazłam najpierw wiersz Naszej noblistki, co by się zaznajomić z utworem. Co prawda ja i poezja nie mamy się ku sobie, bo generalnie to na pamięć znam tylko utwór Konopnickiej, która nawołuje że "śmierci pożąda" u swojego lubego, oraz satyrę o biedronce Gałczyńskiego - zresztą moją ulubioną (zainteresowanym podam tytuł) ;) 

Anyway, oto wiersz (chyba po raz pierwszy na moim blogu takie cuda, ale uwierzcie mi to jest potrzebny i celowy zabieg):

"Miłość od pierwszego wejrzenia" - Wisława Szymborska

Oboje są przekonani,
że połączyło ich uczucie nagłe.
Piękna jest taka pewność,
ale niepewność piękniejsza.

Sądzą, że skoro nie znali się wcześniej,
nic między nimi nigdy się nie działo.
A co na to ulice, schody, korytarze,
na których mogli się od dawna mijać?

Chciałabym ich zapytać,
czy nie pamiętają -
może w drzwiach obrotowych
kiedyś twarzą w twarz?
jakieś "przepraszam" w ścisku?
głos "pomyłka" w słuchawce?
- ale znam ich odpowiedź.
Nie, nie pamiętają.

Bardzo by ich zdziwiło,
że od dłuższego już czasu
bawił się nimi przypadek.

Jeszcze nie całkiem gotów
zamienić się dla nich w los,
zbliżał ich i oddalał.
zabiegał im drogę,
i tłumiąc chichot
odskakiwał w bok.

Były znaki, sygnały,
cóż z tego, że nieczytelne.
Może trzy lata temu
albo w zeszły wtorek
pewien listek przefrunął
z ramienia na ramię?
Było coś zgubionego i podniesionego.
Kto wie, czy już nie piłka 
w zaroślach dzieciństwa?

Były klamki i dzwonki,
na których zawczasu
dotyk kładł się na dotyk.
Walizki obok siebie w przechowalni.
Był może pewnej nocy jednakowy sen,
natychmiast po zbudzeniu zamazany.

Każdy przecież początek
to tylko ciąg dalszy,
a księga zdarzeń
zawsze otwarta w połowie.

Bohaterowie faktycznie recytują ten wiersz po polsku, choć czasem trudno ich zrozumieć ale uznanie im się należy za starania. Co śmieszniejsze, praktycznie cały utwór literacki został wpleciony w konkretne zdarzenia w filmie, co w moim odczucie bardzo potęguje jego wydźwięk. Może film ten to nie jest produkcja oskarowa ale na tyle zabawna (o gash... co ja mówię, przecież to komedia romantyczna!), że ogląda się ja naprawdę dobrze. No i jeszcze postacie drugoplanowe, które swoim zachowaniem dorzucają do pieca :) 

Film można obejrzeć z angielskimi napisami na YT, i jeśli ktoś dysponuje czasem 1,5 godziny to polecam :)


[pierwsza minuta tego filmu na YT jest z pogłosem ale później już jest normalnie]

środa, 14 sierpnia 2013

Bento z lipca (#40 - #46)

#40

Roladki ze szpinakiem proszę państwa oraz bardzo wiosenna i smaczna sałatka z zabójczo smacznym sosem, którego autorem niestety nie jestem i nikt nie chciał mi zdradzić przepisu... ale nadal pracuję nad jego pozyskaniem ^^ Pudełko z MUJI jest chyba jednym z moich ulubionych i najczęściej używanych. W sumie to nawet nie wiem czemu, trudno to wytłumaczyć :)

Bento #40

#41

I znowu MUJI a w pudełku jak widać kanapeczki z serkiem mascarpone, dużo avocado, chrupki lotos zamarynowany z papryczkami chili (from Japan rzecz jasna) i inne standardowe elementy. Zauważyłam, że zazwyczaj władam do pudełek te same składniki, tylko inaczej poukładane - to trochę nudnawe ale ja też nudna jestem więc pudełka odzwierciedlają moją osobowość - jesteś tym co jesz :)

Bento #41

Bento #41

Bento #41

#42

Coś mi to avocado za szybko zmarniało, mimo że trzymane było w lodówce. Jako element słodki, w bento znalazło się również ciasto a mianowicie sękacz, który zakosiłam tacie. W Japonii też sprzedają sękacze tylko, nie bardzo przypominają Nasze. Dlaczego/ Bo są gładziusieńkie jak pupcia niemowlęcia, ani jednej wypustki. W Naszych, to re "różki" można odrywać i zamaczać w mleku albo w kawie  i na tym polega cała zabawa. Osobiście uważam, że najlepsze sękacze robią w Augustowie. Te from Japan, nie bardzo mi pasują. Dorwałam się również do zamrażalnika i znalazłam małe marchewki, więc postanowiłam je włączyć do pudełka w celu urozmaicenia. No i wyszło tak:

Bento #42

Bento #42 

#43

Kiełki wszelakie plus rzodkiewka, i świat nabiera piękniejszych barw :) 

Bento #43

#44

"... a imię jego 40 i 4"... XD wiadomo chodzi o Adama, zaraz o czym to ja... a tak, bento. Miało być epicko a okazało się, że takuan z malinami smakuje całkiem dobrze. W pudełku również kalafior z obiadu, znaczy resztka tego warzywa. Na deser, ciasteczko marcepanowe z IKEA.

Bento #44

#45

Totalny brak pomysłu ale wydaje mi się, że wyszło całkiem dobrze. No i oczywiście jest ryż :)

Bento #45

Bento #45

#46

Dorwałam się w sklepie do stoiska z owocami, i o ile gruszka oraz melon były naprawdę dobre to kiwi było tak piorunująco kwaśne, że trzeba je było popić czymś słodkim. Bardzo lubię kiwi ale od paru tygodni nie mogę nigdzie natrafić na smaczne egzemplarze. Pomarańcza była lekko kwaskowa ale nadawała się do skonsumowania. Zresztą z tym owocem mam problem natury osobistej, bo o ile w dzieciństwie mogłam jeść je tonami (podobnie było z cytryną) to teraz staram się jej unikać - wyjątek stanowi tequila sunrise ale tam pomarańcza ma troszkę inne zastosowanie ^^

Bento #46

Bento #46

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Figurka Sansei Muramasa od Max Factory.

Są takie figurki, które wiesz że chcesz mieć od momentu kiedy zobaczysz jeszcze niepomalowany prototyp. I tak właśnie było w przypadku tej figurki. Niby mogłoby się wydawać, że ot Max Factory wypuszcza kolejną, już setną jak nie lepiej wersję "dziewuszki" w stroju pokojówki, z długimi kudłami których na rynku jest na pęczki. A kto nie lubi pokojówek? :) Jasne, ktoś może uznać, że jej poza jest nuda, nijaka i oklepana - i będzie miał po części rację. Wiadomo, każdemu ma prawo podobać się co innego. 

Sansei Muramasa figure by Max Factory.

Sansei Muramasa figure by Max Factory.

Sansei Muramasa figure by Max Factory.

Skąd pochodzi? No cóż, aż wstyd przyznać ale wiem tyle ile podaje tsuki, że z gry na PC a mianowicie Soukou Akki Muramasa wydanej w 2009 roku. Czy grałam: nie; czy zamierzam: też nie z racji braku sprzętu. Porażka, przepraszam - nie przygotowałam się :/ Anyway...

Sansei Muramasa figure by Max Factory.

Figurka ukazała się na rynku w marcu 2012 roku i jak do tej pory nie miała reedycji, co niektórych smuci. Dlaczego? Przede wszystkim ze względu na wysoką cenę. Cena wyjściowa jaką trzeba było wyłożyć w pre-orderze na Sansei wahała się w granicach 6,500 - 7,500 yen teraz za nią należy szykować około 11,000 yen (plus wiadomo, koszty dostawy). Nie ma jednak problemu z jej dostępnością także "parę godzin" spędzonych na poszukiwaniu powinno zaowocować zamówieniem.

Czy cena przekłada się na jakość wykonania? Moim zdaniem: zdecydowanie! A przyznam się szczerze, że już dawno nie widziałam tak dobrze wykonanej figurki. Producentem jest Max Factory a ta firma jak "zepsuje" jakąś figurkę to może raz na chiński rok i to też pewna nie jestem czy w ogóle ma to miejsce. To znaczy o figmach się nie wypowiadam, bo dysponuje zaledwie 3 sztukami; raczej chodzi mi o skalowe ich produkcje. Sansei została wykonana w skali 1/7, czyli standard wynoszący ponad 25 cm. 

Sansei Muramasa figure by Max Factory.

Sansei Muramasa figure by Max Factory.

Sansei Muramasa figure by Max Factory.

Podsumowanie: baza jest ok; malowanie ok; dbałość o szczegóły ok... ja nie mam do czego się przypiąć tak szczerze. Na początku napisałam, że ktoś może uznać że poza w jakiej jest Muramasa jest nudnawa i oklepana ale z drugiej strony, powstała ona na podstawie urywka z gry jak mniemam - bo takowe można znaleźć w sieci:

Sansei Muramasa


No i przyznajcie sami: kto by się nie "rozpłynął" nad jej minką ^^

Sansei Muramasa figure by Max Factory.

niedziela, 11 sierpnia 2013

Kulinarna pornografia dla zmysłów.

Będąc na Targach Książki w Warszawie (tak, one były w maju!) na mojej wishlisćie zakupowej znalazła się nowiutka książka wydawnictwa Hanami o słodkościach z Japonii. Okazało się, że wydawnictwo wystawia się na Targach a sama premiera książki miała miejsce zaledwie kilku dni przed rozpoczęciem księgarskiej imprezy. I przyznam, że to była pierwsza publikacja jaką zakupiłam tego dnia.

Japońskie słodycze by Magdalena Tomaszewska-Bolałek

O japońskich słodyczach wiem tyle co nic szczerze mówiąc. Oczywiście podczas wyjazdów do Japonii zawsze staram się coś słodkiego wszamać tak dla zasady. Znana mi jest castella z Nagasaki, do której zresztą pałam miłością namiętną. Znam również (ja to nazywam) "ciasteczka jednodniowe" z Kyoto - a teraz wiem, że nazywają się namagashi. Znam również rożki (otabe), mochi (kupowane w sieciówkach więc takie średnie mochi), dango (którym jestem w stanie zakleić sobie całą buzię), ciasteczka w kształcie ptaszków z nadzieniem (dzięki książce wiem, że nazywają się manju), arare i jeszcze kilka innych typów jak ulubione przez całą rodzinę marki Fugetsudo. Jak widać moja wiedza jest, nazwijmy to wprost - znikoma :) A to jestem w stanie stwierdzić po zapoznaniu się z zawartością książki Pani Magdaleny.

Japońskie słodycze by Magdalena Tomaszewska-Bolałek

Publikacja jest napisana w sposób bardzo przejrzysty, zrozumiały i czytelny - a to już sprawia, że czyta się ją bardzo dobrze. Oczywiście autorka wplata ciekawostki związane z symboliką, danym okresem historycznym czy chociażby wykorzystywaniem składników regionalnych w produkcję danego wyrobu cukierniczego. Dzięki czemu książka dużo zyskuje, bo nie jest monotonna. Pozwolę sobie zacytować:

"Inną "zwierzęcą" bułeczką jest hiyoko ("kurczak") - brązowe spieczone manju w kształcie pociesznego kurczaka. Te nadziewane słodką pastą z fasoli lub przecierem kasztanowym łakocie świętowały w 2012 roku swoje setne urodziny. Współcześnie hiyoko to idealny pomysł na prezent, a przywozi je się z Tokio." (Japońskie słodycze, ..., s. 124)

No i te piękne fotografie, które sprawiają że człowiekowi intensywniej pracują ślinianki:

Japońskie słodycze by Magdalena Tomaszewska-Bolałek

Japońskie słodycze by Magdalena Tomaszewska-Bolałek

Japońskie słodycze by Magdalena Tomaszewska-Bolałek

Japońskie słodycze by Magdalena Tomaszewska-Bolałek

Japońskie słodycze by Magdalena Tomaszewska-Bolałek

Japońskie słodycze by Magdalena Tomaszewska-Bolałek

Japońskie słodycze by Magdalena Tomaszewska-Bolałek

Japońskie słodycze by Magdalena Tomaszewska-Bolałek

Japońskie słodycze by Magdalena Tomaszewska-Bolałek

Japońskie słodycze by Magdalena Tomaszewska-Bolałek

Dużym bonusem są również przepisy kulinarne autorki (mam nadzieję, że się nie obrazi za zamieszczenie tego zdjęcia ale ma ono na celu pokazanie, że sposób przekazu przepisu jest dość czytelny i jasny - nawet dla takiego tłumoka jak ja XD):

Japońskie słodycze by Magdalena Tomaszewska-Bolałek

Japońskie słodycze by Magdalena Tomaszewska-Bolałek

Sama autorka Pani Magdalena Tomaszewska-Bolałek publikuje również przepisy na stronie/blogu pt. Kuchniokracja. Chociaż mi jest bardziej znana ze wcześniejszych publikacji, które również ukazały się nakładem wydawnictw Hanami, czyli Tradycje kulinarne Japonii (2006 r.) oraz Zwierzęta zodiaku w kulturze Japonii (2007 r.). 

Ktoś również może uznać, że koszt 69 zł za książkę jest zbyt wygórowany. Osobiście uważam, że nie jest gdyż książka jest bardzo fachowo napisana, wydana została na wysokiej jakości papierze w twardej obwolucie a do tego te wszystkie piękne zdjęcia. Jasne, będąc na Targach Książki zapłaciłam za nią znacznie mniej ale gdybym jej tam nie kupiła to i tak bym wydała taką kwotę, bo warto.   

Tytuł: Japońskie słodycze
Autor: Magdalena Tomaszewska-Bolałek
Wydawnictwo: Hanami
Rod wydania: 2013
Ilość stron: 320, kolor
ISBN: 978-83-60740-78-1
Cena z okładki: 69 zł

piątek, 9 sierpnia 2013

Afret Japan trip 2011 - day 20 - 22. Osaka.

Dzień 20 - Osaka.

Obudziłam się z wielkim bólem pleców, który zaatakował mnie w momencie kiedy uświadomiłam sobie, że będzie trzeba wrzucić na plecy ten ciężki plecak i jakimś magicznym sposobem (czyt. za pomocą shinkansena) dostać się do Osaki. Widok z okna zapowiadał, że dzień będzie naprawdę wspaniały, tylko ten bałagan na podłodze i jeszcze niedopakowane rzeczy sprawiały, że rzeczywistość wygrała z mistycyzmem wstającego dnia. Dobrze, wiem trochę to zbyt zen... ale bez kubka kawy przecież się nie spakuję, a i tak poprzedniego dnia próbowałam to zrobić - nie udało się XD Po kompletnym zapakowaniu wszystkiego zeszliśmy jeszcze na śniadanie do Le Temps aby ostatni raz w tym roku najeść się przysmakami z tej restauracji.

After Japan trip 2011 - day 20. Osaka.

After Japan trip 2011 - day 20. Osaka.

Cała podróż około 43 km, z przesiadką na stacji Shin-Osaka trwa z 30 minut. jako, że jeszcze mieliśmy ważne JRP postanowiliśmy nie tłuc się Rapidem tylko usiąść wygodnie w shince. Pociąg był puściusieńki, więc cały dla Nas ;) Widoki z pędzącego pociągu w trakcie 14 minut podróży też niczego sobie, choć tą trasę pokonujemy praktycznie każdego wyjazdu to i tak największe wzmożone użycie aparatów ma miejsce kiedy mijamy bocznicę dla shinek.

After Japan trip 2011 - day 20. Osaka.

After Japan trip 2011 - day 20. Osaka.

After Japan trip 2011 - day 20. Osaka.

W Osace jak do tej pory zawsze zatrzymujemy się w hotelu sieci Granvia Osaka. Tym razem dostaliśmy taki ładny pokoik a to tylko dlatego, że na początku chcieli dać Nam room z jednym łóżkiem. Zadzwoniłam na recepcję i mówię, że generalnie to z Naszą rezerwacją się nie zgadza i nie mogę spać w jednym łóżku z szanowną drugą połową wycieczki bo... religia mi zabrania. Kupili to XD Po 5 minutach przyszedł pan z obsługi, sprawdził czy niczego nie zabraliśmy z pokoju i zaprowadził Nas do nowego.

After Japan trip 2011 - day 20. Osaka.

Po zapoznaniu się ze wszystkim, plus sprawdzeniu poziomu miękkości łóżek, zapaleniu i napiciu się, przykleiliśmy się do okien. To naprawdę niesamowite jak szybko rozwija się i zmienia to miasto. Budynek Daiwa House z zegarem stoi nadal dumnie a nocą wygląda niesamowicie.

After Japan trip 2011 - day 20. Osaka.

After Japan trip 2011 - day 20. Osaka.

After Japan trip 2011 - day 20. Osaka.

Po rozpakowaniu się doszliśmy do wniosku, że skoro to są Nasze ostatnie dni to nie będziemy się specjalnie nigdzie ruszali i zrobimy zaopatrzenie. Bo to jeszcze książki, herbaty, przyprawy czy sake trzeba kupić a jak się tego dużo uzbiera to i paczkę się wyśle.

Podziemia stacji metra na Shin-Osaka i w pobliżu to jest prawdziwy labirynt; podobno tylko w Sapporo podziemny kompleks jest większy. Fakt faktem, że można w nim spokojnie spędzić cały dzień i człowiek się nie zorientuje. Nie jestem osobą, która ma jakieś szczególne parcie na zakupy kosmetyczne i ubraniowe a po sklepach chodzić nie lubię (co innego księgarnie). Ale np. moja mama wchodzi praktycznie do każdego sklepu; no to takie osoby po 3 dniach mogłyby wyjść na powierzchnię :)

Wieczorem poszliśmy do restauracji w Yodobashi na małe sushi, a wracając zahaczyliśmy o combini w celu nabycia płynów wszelakich. Najedzeni i napici (trunkami bezalkoholowymi) poszliśmy spać.

After Japan trip 2011 - day 20. Osaka.

After Japan trip 2011 - day 20. Osaka.

---

Dzień 21 - Osaka. 

Śniadanie w hotelowej restauracji w Osace ma jedną cechę, która sprawia że jestem szczęśliwa - mają smaczne takoyaki i robią ich na tyle dużo, że moje wycieczki co 5 minut nie są w stanie opróżnić talerza. Wychodząc z "jadłodajni", od wielu lat niezmiennie w gablocie umieszczona jest konstrukcja z białej czekolady, która prezentuje dworzec JR Osaka i Hotel Granvia. 

After Japan trip 2011 - day 21. Osaka.

After Japan trip 2011 - day 21. Osaka.

Święta, wszędzie święta bożonarodzeniowe, każdy sklep, każda wystawa przypomina, że zbliżają się święta a to przecież dopiero listopad. Combini store wraz z dziewczęcym zespołem, co w nazwie ma 48 zachęca do zamówienia ciasta a KFC przypomina, że na "święta nie zabraknie kurczaków" - takie cuda tylko w Japonii :)

After Japan trip 2011 - day 21. Osaka.

Anyway, postanowiliśmy pójść rano na Doyamacho bo tam znajduje się Mandarake ale okazało się otwierają go trochę później niż zwykle.  Poza sklepem jest tam spora ilość barów, pachinko, karaoke, etc. Zawróciliśmy więc i udaliśmy się do centrum handlowego. A dlaczego? W Fep Five znajduje się wejście na diabelski młyn, który podobnie jak Kyoto Tower skutecznie próbowało się zdobyć przez parę lat. Widoki z czerwonej maszyny zwrócił Naszą uwagę, że chyba coś się stało z dworcem JR. W zeszłym roku widzieliśmy rusztowania a teraz ich nie było... Pewnie go skończyli remontować, więc postanowiliśmy że po sklepie swoje kroki skierujemy właśnie tam.

After Japan trip 2011 - day 21. Osaka.

After Japan trip 2011 - day 21. Osaka.

After Japan trip 2011 - day 21. Osaka.

After Japan trip 2011 - day 21. Osaka.

After Japan trip 2011 - day 21. Osaka.

After Japan trip 2011 - day 21. Osaka.

After Japan trip 2011 - day 21. Osaka.

Mandarake, o cym pisałam już kilkukrotnie to sklep typu second hand. Gdyby ktoś chciałby się mnie pozbyć na cały dzień to on byłby odpowiedni. Pułki z mangami czy doujinshi nie mają sobie końca, że o regałach z figurkami nie wspomnę. Dzięki pomocy finansowej drugiej połowy wycieczki udało mi się pozyskać limitowaną wersję Alice :) 

After Japan trip 2011 - day 21. Osaka.

After Japan trip 2011 - day 21. Osaka.

After Japan trip 2011 - day 21. Osaka.

Niech przeklęte będą wszystkie Daimaru i Tokyu Hands razem wzięte. Ze sklepu wyszliśmy z dwiema poduszkami, bo jak powszechnie wiadomo w Polsce poduszek nie można kupić :) Moja w kolorze czarnym w kształcie kota a dla drugiej połówki w kształcie klasycznym w kolorze błękitu - firma Mogu. W momencie kupna zapewniłam, że jestem ekspertem od pakowania i spokojnie do plecaka obie wejdą. Jak się później okazało, czarnego kota musiałam wziąć pod pachę ><"

After Japan trip 2011 - day 21. Osaka.

After Japan trip 2011 - day 21. Osaka.

After Japan trip 2011 - day 21. Osaka.

Wyszliśmy więc z Daimaru i przeszliśmy do nowej części dworca kolejowego. Szczękę zostawiłam w poprzednim sklepie bo to co oni tam zrobili przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Cudeńko współczesnej architektury. Widny, ruchome schody, wszędzie czysto, sklepu, knajpy, ogród, punkt widokowy... 

After Japan trip 2011 - day 21. Osaka.

After Japan trip 2011 - day 21. Osaka.

After Japan trip 2011 - day 21. Osaka.

After Japan trip 2011 - day 21. Osaka.

After Japan trip 2011 - day 21. Osaka.

After Japan trip 2011 - day 21. Osaka.

After Japan trip 2011 - day 21. Osaka.

After Japan trip 2011 - day 21. Osaka.

After Japan trip 2011 - day 21. Osaka.

Po kilku godzinach spędzonych na zakupach, i po rundach na donoszenie do pokoju łupów doszliśmy do wniosku, że jednak się nie spakujemy i trzeba robić paczkę. Wzieliśmy na poczcie pudełko dość pokaźnych rozmiarów i wydaliśmy sporo aby je wysłać. Ironia losu polegała na tym, że wracając z poczty znów poszliśmy na zakupy ale już nie tylko "prezentowe" ale również jedzeniowe. Zrobiliśmy sobie taką ucztę, że po skonsumowaniu tego co było na stoliku i podłodze ledwo zabraliśmy się za pakowanie. Skończyliśmy po 1 w nocy.

After Japan trip 2011 - day 21. Osaka.

---

Dzień 22 - Osaka... 

Źle sapałam. Generalnie byliśmy spakowani, więc nie musieliśmy poświęć dużo czasu na dopakowanie się, wystarczyło wrzucić kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Wymeldowaliśmy się z hotelu również szybko i ruszyliśmy na peron skąd odchodzi bezpośredni pociąg na lotnisko Kansai. Mieliśmy bilety już załatwione wcześniej, także gdy okazało się, że na peronie jesteśmy chwilę przed czasem ustawiliśmy się w kolejce do wejścia na pociąg. Ludzi było całkiem sporo i dopiero pod koniec udało się Nam usiąść. 

After Japan trip 2011 - day 22. Osaka.

After Japan trip 2011 - day 22. Osaka.

Na lotnisku było już spokojnie, zrobiliśmy odprawę, pojechaliśmy kolejką do "wrót" i nawet znaleźliśmy czas co by w sponsorowanej palarni przez Mild Seven zapalić. Po wejściu do samolotu i początkowej fazie kołowania w stronę pasa startowego na japońskich lotniskach można dostrzec obsługę naziemną danego lotu. I nikt tak nie wywołuje u mnie wzruszenia jak właśnie parę tych osób, które machają na pożegnanie. Gdzieniegdzie przemyka się nadzieja, że w przyszłości jeszcze tu wrócę. 

After Japan trip 2011 - day 22. Osaka.

After Japan trip 2011 - day 22. Osaka.

After Japan trip 2011 - day 22. Osaka.

After Japan trip 2011 - day 22. Osaka.

After Japan trip 2011 - day 22. Osaka.

Sam lot przebiegł pomyślnie. Nie było opóźnień a pokładowe jedzenie było smaczne. Wiadomo, że po 20 godzinach na nogach człowiek jest zmęczony. Ostatni lot do Warszawy ze zmęczenia najprawdopodobniej przespałam bo go nie pamiętam. W Warszawie wylądowaliśmy po 22, a po 23 dotarliśmy do domu. 

After Japan trip 2011 - day 22. Osaka.

After Japan trip 2011 - day 22. Osaka.

After Japan trip 2011 - day 22. Osaka.

I tak oto zakończyła się kolejna wyprawa do Japonii. Zawsze chciałby się zostać na dłużej, zwiedzić więcej, posmakować czegoś jeszcze ale człowiek potrzebuje też trochę odpoczynku a czasami po całotygodniowym, całodziennym zwiedzaniu zasilanie człowieka siada. Jednak to co zobaczymy należy do Nas, pod warunkiem że nie stracimy pamięci :)

Anyway - za jakiś czas relacja z wyjazdu z 2012 roku bo ten był z 2011 :)

Tutaj link do całej galerii zdjęć z 2011 roku.