niedziela, 29 maja 2016

Furikake.

Jestem uzależniona od furikake [ ふりかけ ], czyli w skrócie - japońskich posypek do ryżu. Są one zazwyczaj pakowane w hermetycznie zamykanie torebki lub słoiczki o różnej wielkości. Można je z powodzeniem stosować do gotowanego ryżu ale również do warzyw, ryb czy nawet w omlecików, sałatek, onigiri, makaronów. 

Skład furikake jest zazwyczaj zbliżony do siebie ale nie zawsze. W ich skład wchodzi mieszanka suszonych albo mielonych ryb, sezam, posiekane wodorosty, cukier i sól. Często też w składzie znajdziemy katsuobushi (bonito), okaka (to też bonito, tylko namoczone sosem sojowym które następnie się suszy), łosoś lub inne ryby w postaci granulek albo suszonych kawałków. Może też być jajko w proszku, miso, warzywa, etc. To co w furkikae jest fajne, to kolorystyka posypki, która z całą pewnością urozmaica danie a przede wszystkim wpływa na jej smak. 

A skąd się w ogóle wzięło furikake? Well, kiedyś czytałam, że z początkiem XX wieku, Japończycy cierpieli na braki wapnia w diecie. Wtedy właśnie w prefekturze Kumamoto, pewien farmaceuta wymyślił aby zrobić mieszankę w której skład wchodziły ryby, wodorosty, mak i coś jeszcze (wybaczcie - nie pamiętam co). Taka mieszanka miała być dodawana do potraw aby wzbogacić dietę. Nazywało się to Gohan na tomo, w wolnym tłumaczeniu - przyjaciel ryżu. Później pewna firma, wykupiła recepturę i zaczęła produkcję na większą skalę. 


(zdjęcie nie jest mojego autorstwa, pochodzi ze strony internetowej www.svilnapot.com)

Lata po tych wydarzeniach, powstała gdzieś w okolicach Fukushimy kolejna odsłona tego produktu. Tym razem była to wersja podobno dla bardziej zamożnych, którzy mieli w tym okresie dostęp do białego ryżu codziennie. Wiadomo z historii, że najlepsze potrawy są najprostsze. Na przykład tak uwielbiane przez Nas okonomiyaki, powstawały z produktów które były dostępne dla mas w czasie II wojny światowej - mieszano po prostu resztki, bez mięsa i robiono "omleta". Podobnie było w tym przypadku, tylko że wersja furikake była dostępna tylko dla bogatych. Nazywało się to Kore wa umai - czyli to jest pyszne/dobre. Kilka lat później produkt ten został udostępniany dla klasy robotniczej.


(zdjęcie nie jest mojego autorstwa, pochodzi ze strony internetowej: http://blogs.yahoo.co.jp/sbptq290/GALLERY/show_image.html?id=3583110&no=0 )


Jednak największą popularność furikake zyskało dopiero w okolicach 1950 r., kiedy to firma Nissin Foods zaczęła je wytwarzać na skalę masową. To ta firma, która odpowiada za Cup Noodle. Problem niedożywienia był tak potężny, że produkt ten kolejny raz okazał się dobrym źródłem białka i wapnia. Oczywiście po wielu modyfikacjach i doborze składników.

Tak naprawdę terminu furikake używa się od 1959 r., kiedy to utworzono w Japonii - Krajowe Stowarzyszenie Furikake. Ciekawe swoją drogą, czy u Nas np. kiedyś utworzą ... krajowe Towarzystwo Majonezu... Łąckiej... Ogórków Małosolnych :)

Obecnie typów, wykorzystywanych składników jest tak dużo, że trudno to ogarnąć. Tak samo, jest wielu producentów tego przysmaku. Ja osobiście uwielbiam wpadać do 100 yen shopów i ręką ściągać z pułki wszystkie dostępne paczki. Ostatnio przywiozłam ich ze 20 :) W Polsce jest z tym problem, znaczy z zakupem. Bo jak się gdzieś, cudem nieopisanym uda je wypatrzeć, to trzeba zapłacić ok. 20 zł. No, sami rozumiecie 4-5 zł a 20 zł.

Furikake

Furikake

A oto reklama moich ulubionych posypek XD


Będąc w Kyoto na spotkaniu z M., dostałam od niego Yukari pen. Można powiedzieć, że to też taka wersja furikake tyle, że zamknięta w długopisie. Składa się ze zmielonych czerwonych liści shiso (pachniotki). No bo przecież zawsze dobrze mieć w Japonii, idą do restauracji i zamawiając gohan, swoje własne furikake :)

Furikake Yukari pen

Najlepiej pokazał to Teraminato w swoim filmie - gorąco polecam obejrzeć.



 いただきます ^^

3 komentarze:

  1. .swietna sprawa to "pioro", ja tez jestem wielka fanka furikake, ale o takim "piorze" nie mialam pojecia :D chyba bede musiala sie zakrecic hahah :D To fakt, tutaj ciezko dostac posypeczki, a jak juz to ceny sa dosc zawyzone...ale jak sie uwielbia...no to coz :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie miałam pojęcia, że coś takiego istniej. Jak dostałam to od M., to zrozumiałam, że nim się barwi jedzenie - w sensie jakiegoś flamastra :) Nie dogadaliśmy się dobrze ale później sprawdziłam, i wyszło że to furikake jest ;)

      Usuń
  2. Mam w domu całą szufladę, a i tak kupuję, jak tylko gdzieś widzę. Więc rozumiem doskonale. :)

    OdpowiedzUsuń