Pamiętam, że rano strasznie nie chciało mi się wstać. Ale pobyt w Tokyo dobiegł końca i trzeba było zebrać się w sobie, spakować i ruszyć dalej. Za każdym razem łapię się na tym, że pomimo iż w stolicy Japonii spędza się najwięcej czasu to i tak pod koniec okazuje się, że przydałby się jeszcze jeden dzień. Kierunek został obrany na miasto Matsumoto, które głównie znane jest z zamku oraz jako baza wypadowa na szlaki górskie. Na stacji shinkansenów (Tokyo) zaskoczył mnie nowy typ dotykowego automatu z napojami - oczywiście, że został sprawdzony ba nawet filmik nakręciłam :) Bento zostało zakupione i można było spokojnie zakapować się do pociągu.
Do Matsumoto średnio pociągiem jedzie się około 3-4 godzin, malowniczymi szlakami pośród gór rysujących się na horyzoncie, które potem przybliżają się jak zaczarowane. Zawsze w pociągach przeglądam dostępną prasę, zazwyczaj są to jakieś foldery reklamujące dany region ale (i to są perełki) magazyny sieci wysyłkowych, wtedy zazwyczaj łapię się za głowę, co można w nich znaleźć.
Na miejsce (po jednej przesiadce pociągiem) dotarliśmy w okolicach godziny 13. Hotel (Toko City Hotel Matsumoto) znajdował się bardzo blisko stacji, także tylko zostawiliśmy bagaże, chwila aby się czegoś napić i ruszyć na podbój. Matsumoto nie jest jakieś ogromne, także nie było sensu przemieszczać się środkami komunikacji miejskiej. Zresztą osobiście wolę taką formę zwiedzania, bo zawsze można coś dodatkowego odkryć. Na wstępie z resztą wycieczki ustaliliśmy, że do zamku pójdziemy następnego dnia a pierwsze kroki skierowaliśmy w stronę świątyni Yohashira zlokalizowanej niedaleko świetnych ulic handlowych z dużą ilością antykwariatów - Nawate i Nakamachi. Sama świątynia nie jest jakoś strasznie duża ale za to bardzo urocza - szczególnie czerwieniejące się klony dawały niesamowity urok.
Odnotowałam tam jakieś zamiłowanie do żab, wszędzie były żaby a to pomniki a to maskotki - istny szał! Związane jest to z tzw. Kaeru Daimyojin czyli żabim bogiem, który jest odpowiedzialny za szczęśliwą podróż. Poza tym przechodząc uliczkami, co raz napotykało się rzeźby gigantycznych owadów - a to jakiś skorpion, żuczek, wyglądało to naprawdę niesamowicie. Najlepsze jednak były żywe króliki, które nieskrępowanie jadły na ulicy - oczywiście na smyczkach ale wyglądało to zabawnie.
Po zwiedzeniu świątyni, skierowaliśmy się właśnie na te dwie ulice handlowe. Jest to fajne miejsce, ze starą zabudową i klimatem minionych epok. Nie polecam komuś kto ma mały budżet bo można tam zostawić naprawdę dużo pieniążków a jest na co wydawać. Po przejściu tych ulic udaliśmy się w stronę świątyni Zuishoji, co prawda wstępnie (patrząc na mapkę dla turystów) chcieliśmy dojść do Genchi Well ale niestety nie udało się Nam jej odnaleźć.
Jak przechodziliśmy uliczkami po mieście to co raz widać było najróżniejsze pompy wodne albo właśnie studnie. Jednak z tą mapką był jeden zasadniczy problem, miała jakąś dziwną skalę i niektóre miejsca były źle oznaczone. W Matsumoto nie ma również tak dobrze zlokalizowanych map poglądowych na ulicach, co przyznam się szczerze stanowiło problem. Ale plan został bardzo szybko zweryfikowany i po zwiedzeniu Zuishoji, która ma niepowtarzalny charakter i przepiękne figury bóstw i demonów skierowaliśmy się do już ostatniej na liście świątyni Fukashi. Słynie ona głównie z festiwali, które odbywają się na jej terenie oraz nalotu miejscowej młodzieży przygotowującej się do egzaminów. Szczególnie spodobały mi się w tej świątyni tabliczki "Ema" i teraz trochę żałuję, że nie kupiłam jednej. Czasami zdarza mi się taki zakup, można powiedzieć, że mam małą kolekcję - nie ze wszystkich miejsc ale chodzi raczej o to, że niektóre z nich wyglądają jak małe dzieła sztuki (może zrobię o nich osobny post... kiedyś).
Jako, że zakupy wcześniej zostały zrobione jak również te, które zakupione zostały podczas pobytu w Tokyo to trzeba było zlokalizować pocztę w celu zakupu pudełka. Zrobiło się już naprawdę późno, więc jak dotarliśmy do hotelu to prawie padłam. Jednak żołądek zaczął domagać się jak zawsze jedzenia. Na całe szczęście, po drugiej stronie ulicy na której znajdował się hotel było całkiem spore centrum handlowe. A jak jest centrum handlowe to dwie rzeczy są oczywiste: 1. na ostatnim piętrze na bank są knajpy, 2. na piętrach minusowych musi znajdować się dobrze zaopatrzony sklep spożywczy. I oczywiście też tak było. Jednak miałam wrażenie, że owe centrum handlowe chyba będzie zamykane za jakiś czas, bo przechodząc po piętrach dało się zauważyć bardzo dobrze reorganizację pięter albo niektóre w ogóle zostały wyłączone. No i (co jeszcze przemawiało za moją teorią) wyprzedaże do 70%. W każdym bądź razie, kupiło się sporo pysznego jedzenia i picia. Byłam tak zmęczona, że chyba na chwilę przysnęłam w wannie ale to nie ważne, biorąc pod uwagę co zaoferowało Nam Matsumoto następnego dnia.
Reszta zdjęć z tego dnia na Flickr.
Reszta zdjęć z tego dnia na Flickr.
Supcio, to musiał być naprawde udany dzień :)
OdpowiedzUsuńJa z chęcią poczytam wpis o Ema :P
Takze wal siało :)
Było naprawdę fajne, no i pogodna dopisała.
UsuńOk - postaram się zebrać w sobie i coś "naskrobać" ;)
Karo i jedzenie?! Aż nie wierzę! ;)
OdpowiedzUsuńTo uwierz proszę :) Zresztą sam wiesz, że kuchnia japońska jest bardzo smaczna ^^
UsuńBardzo fajne zdjęcia. Góry przepiękne. Aż by się chciało po nich połazić.
OdpowiedzUsuńAle na ulicach pustki, że hej! Kontrast z Tokio niesamowity.
To prawda. Niestety nie wiem jak wyglądają szlaki górskie ale sądzę, że powinny być raczej w dobrym stanie. Może kiedyś - nie wchodziłam jeszcze na Fuji także wszystko przede mną :)
UsuńSądzę, że to ze względu na zakończony festiwal jaki na dniach odbywał się w Matsumoto. Mimo to było bardzo przyjemnie ^^
Świetna relacja - następnym razem muszę w końcu do Matsumoto trafić. Czekam na wpis o ema, ciekawam, jakie Tobie udało się wypatrzeć. :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję :) Matsumoto polecam, nie tylko ze względu na zamek czy świątynię ale to dobra baza wypadowa do innych atrakcji.
UsuńEma znowu nie mam tak dużo, właśnie trwają poszukiwania tabliczek - znowu diabeł ogonem nakrył ^^
Żabi bóg rewelacyjny, czekam na więcej
OdpowiedzUsuńW tym tygodniu będzie wpis. Musze podkręcić tempo bo tu następny wyjazd się szykuje a ja jeszcze na samym początku z recenzjami z zeszłego roku. Masakra ;)
Usuń