O Ema chyba wiadomo i napisano już wszystko co można było napisać. Każdy mniej więcej widział czy to na żywo czy to na zdjęciach te tabliczki. Również wiadomo jest, że pisze się na nich życzenia, prośby, etc. Różnią się kształtem, wizerunkiem na froncie, rodzajem drewienka. No i fajnie. Ale skąd one właściwie się wzięły?
"Od niepamiętnych czasów Japończycy składali dary w świątyniach. Miały one bardzo różnorodną formę. Poczynając od bardzo praktycznych prezentów, jak ryż czy beczki z sake, po bardziej wyrafinowane, jak kute na specjalne zamówienie miecze. Miecze takie miały zwykle nadzwyczajną formę, jak na przykład dwumetrową klingę, specjalne dekoracje lub okazjonalne inskrypcje. Nigdy nie były one przeznaczone do walki, dlatego ich forma z reguły nie przewidywała praktycznego użycia. Wśród darów bywały również kompletne zbroje samurajskie, a także trofea z wypraw wojennych. Dlatego dzisiaj przy wielu świątyniach istnieją muzea, których zbiory czasami przewyższają jakością zbiory państwowe. Na początku naszej ery darowywano figurki wypalane z gliny przedstawiające ludzi, konie i inne zwierzęta. Wkrótce jednak zaczęto ofiarowywać żywe konie i chociaż był to dar nadzwyczaj szczodry, to również kłopotliwy. Koń został wybrany, żeby służyć do jazdy bogom (shimme - koń bogów). Poczynając od około XIV wieku żywego konia zastąpiono rzeźbą konia, zwykle z drewnie, a czasami w kamieniu. Z czasem i ta forma ewoluowała i została zastąpiona tabliczkami wotywnymi z wizerunkiem konia - ema, to znaczy "obraz konia". Dzisiaj tabliczki ema zawierają nie tylko rysunek konia, ale praktycznie wszelkich przedmiotów, które są istotne dla darczyńcy. Stosowne napisy na tabliczkach informują bogów, jakie są intencje lub prośby darczyńcy. Przedstawiane rysunki mają luźny związek z pomysłami wierzących, ale zawsze istnieje jakaś logiczna więź między obrazem a oczekiwaniem. Na przykład rysunek oka to prośba o uleczenie wzroku, rysunek statku pełnego skarbów to prośba o lepsze finanse, rysunek dziecka to życzenie powrotu dziecka do zdrowia i tak dalej. Tabliczki wotywne mają z reguły ustalony kształt w formie pięciokąta, ale niektóre świątynie wytwarzają inne kształty, często bardzo interesujące. Świątynie sprzedaje tabliczki. Mogą już mieć stosowny rysunek z miejscem na wpisane życzenia, lub być puste i wtedy cała powierzchnia jest przeznaczona dla korespondencji z bogami. Drewniane konie w naturalnej wielkości można jeszcze zobaczyć w świątyniach, ale tylko w niektórych. Natomiast we wszystkich świątyniach sintoistycznych i buddyjskich są ramy, na których wiesza się tabliczki wotywne, i są ich tysiące. Istnieje wiele form korespondencji z bogami i zwykle obok ramy, na której wiszą ema, można zobaczyć kolejną ramę z poprzecznymi sznurkami, do których wierni przywiązują paski białego papieru. To omikuji, paski szczęścia lub fortuny. Zwykle w środku jest stosowny zapis i życzenie. Tabliczki ema i paski omikuji to bardzo piękna dekoracja świątyń i są często fotografowane. W niektórych świątyniach w Tokio doszło już do tego, że można kupić ema z gotowymi napisami w językach obcych. Obcokrajowcy nie przepuszczają szansy, żeby bogom złożyć jakieś podanie o szczęście. To jednak znacznie przyjemniejsza forma niż e-mail".
Henryk Socha, Japonia. Leksykon konesera, Wydawnictwo Bellona, Warszawa 2010, s. 47. (ISBN 978-83-11-11785-3).
Kilka dni spędziłam na poszukiwaniu swoich tabliczek. Przywoziłam je od 2006 roku z wypraw do Japonii. Znalazłam niestety tylko kilka i jestem zła jak osa, bo rękę dam sobie uciąć że było ich więcej. Diabeł ze swoim ogonem jednak zaszalał i wyszła przysłowiowa lipa. No ale nic - pewnie po jakimś czasie się znajdą.
To jest jedna z pierwszych tabliczek, z Kamakury. Pamiętam, że poprosiłam mnicha aby na drugiej stronie napisał mi opis z wróżby. No sama bym raczej na tamte czasy rady nie dała. Wyszło bardzo fajnie i nawet oryginał omikuji się znalazł (oczywiście wersja dla obcokrajowców czyli po "anglicku" :)
A to reszta, którą udało się odnaleźć.
Fajne, część z nich widziałam na żywo. :) Ja mam tylko jedną ema - z Hakone. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńO Hakone! Na tegoroczny wyjazd to miasto znajduje się na liście do odwiedzenia :)
UsuńA ja sobie nie kupiłam żadnej, chociaż powiesiłam jedną z fachową kaligrafią ala-przedszkolak. Ja sobie przywożę kokeshi.
OdpowiedzUsuńNp. na Shikoku w jednym małym chramie, które nikt oprócz miejscowych nie zna, mieszkańcy sami malują swoje ema.
Pisałam o nim tutaj - http://podrozejaponia.blogspot.com/2011/01/chram-kotohiki-hachiman-gu.html, jakby Ci się chciało zajrzeć :)
Kokeshi to również bardzo wdzięczny przedmiot do kolekcjonowania/zbierania. Coś o tym wiem - moja mama je zbiera ^^
UsuńSłyszałam o takich miejscach. Swoją drogą patrząc na Twoje zdjęcia z odwiedzin tego chramu a szczególnie ema - widać, że mieszkańcy przykładają się do pracy. Ja bym się tego nie podjęła, nie mam niestety talentu plastycznego at all ;)