piątek, 10 stycznia 2014

Magazyn Kinfolk o Japonii.

Jakiś czas temu udało mi się kupić w promocji ósmy numer magazynu Kinfolk poświęconemu w całości Japonii. Nigdy wcześniej nie słyszałam o tym piśmie ale pomyślałam, że zaryzykuję i kupię. To co zobaczyłam w środku wydania było ciekawym odkryciem. Nie ma może zbyt wielu tekstów czy felietonów do przeczytania ale za to dostajemy dużą dawkę pięknych zdjęć, przepisów kulinarnych, informacje o tradycji kraju oraz to z czego Japonia jest znana. Ale zacznę od początku.

Kinfolk Vol. 8 - about Japan.

Kinfolk Vol. 8 - about Japan.

W tym numerze znalazł się między innymi wywiad z Ryotą Aoki, który wytwarza ceramikę. Opisuje jak to się wszystko zaczęło, jaki ma cel w tworzeniu i studiowaniu 15,000 sztuk ceramiki różnego rodzaju rocznie. O tym, że bogactwo japońskiej sztuki jest imponujące a on jedynie zaczął uczyć się czegoś co pokochał od pierwszego dotknięcia, generalnie od podstaw. Cały wywiad jest napisany w formie pytań na które odpowiada pan Aoki. Gdyby ktoś z Was chciałby zapoznać się z jego pracami bardziej to zapraszam tutaj.  

Kinfolk Vol. 8 - about Japan.

Kinfolk Vol. 8 - about Japan.

Mamy też króciutki esej na temat wasabi. Począwszy od tego, że każda farma na swój własny, wypracowany przez wieki i przekazywany z pokolenia na pokolenie sposób uprawy. Począwszy od sadzenia poprzez pielęgnację aż do zbiorów. Sama autorka eseju zwraca w pewnym momencie uwagę, że o ile większość z nas rozpoznaje wasabi jako dodatek dodawany do sushi to jest to trochę mylne spostrzeżenie, gdyż w większości przypadków mamy do czynienia ze zwykłym chrzanem który jest barwiony na zielono. Samo wasabi ma o wile więcej zastosowań, również leczniczych.

Kinfolk Vol. 8 - about Japan.

Zastosowanie dla sakury? Kinfolk podsuwa Nam kilka pomysłów jak wykorzystać płatki wiśni, włącznie z przepisem na makaroniki z czarnym sezamem. Dla bardziej wtajemniczonych przedstawiono zastosowanie które ucieszy nie jedno oko a mianowicie ikebanę. Trzeba przyznać, że na moje "niefachowe" oko wyszła naprawdę imponująco!

Kinfolk Vol. 8 - about Japan.

Kinfolk Vol. 8 - about Japan.

W magazynie znalazł się również całkiem ciekawy artykuł na temat ręcznego barwienia. Być może to skłoniło do napisania instrukcji w stylu "zrób to sam". 

Kinfolk Vol. 8 - about Japan.

Bardzo ciekawym pomysłem dla ludzi obdarzonych talentem, szczególnie tym plastycznym jest bardzo oryginalny pomysł na zrobienie sobie własnej gałązki z kwitnącymi wiśniami w stylu origami. Sama jeszcze nie próbowałam ale wydaje mi się to na tyle fajne, że chyba spróbuję :)

Kinfolk Vol. 8 - about Japan.

Bardzo bogato opatrzone w zdjęcia są również strony poświęcone wyprawie do Kamakury. Wydaje mi się, że w sposób subtelny i lekko magiczny oddają klimat tego miasta. Choć nigdy nie udało mi się, być że tak powiem "samej", tylko zawsze w tłumie ludzi. Wszystko może dlatego, że Kamakura jest jednym z najchętniej odwiedzanych miejsc położonych blisko Tokyo. Jeden pociąg, godzina podróży i masz wrażenie, że znajdujesz się w zupełnie innym świecie.

Kinfolk Vol. 8 - about Japan.

Kinfolk Vol. 8 - about Japan.

Oczywiście poruszanych tematów w tym numerze jest znacznie więcej. Jednak aby go zrecenzować od deski do deski i opatrzyć jeszcze jakimiś poglądowymi zdjęciami zajęło by trochę czasu. Jasne, chciałabym to zrobić, nawet miałam problem które artykuły z grubsza opisać i zamieścić w poście. Jednak nie wrzucę całego magazynu, który ma ponad 140 stron ;) Dla bardziej ciekawych tego wydania i samego magazynu zapraszam tutaj.

środa, 8 stycznia 2014

Bento z września (#55 - #61).

Kolejna porcja zaległych pudełek z zawartością. Przyznam się, że troszkę ich się zabierało. Ale spokojnie, streszczę jeszcze 4 miesiące i powinnam być już na bieżąco - wytrwajcie proszę ^^

#55

A w pudełku (jak dla mnie) same pyszności :) Jest oczywiście ryż, bo jak powszechnie wiadomo bento bez ryżu to nie bento - śmiej się oczywiście, jednak dla mnie nie ma nic lepszego niż ryż z furikake. Jest też trochę warzyw, bez których nie wyobrażam sobie jadłospisu. Kawałek indyka z dużą ilością zielonego wszelakiego (koperek, pietruszka) w formie pasztetu. W bento znalazła się jeszcze kinpira gobō (きんぴらごぼう). Generalnie kinpira znaczy "smażony", natomiast gobō oznacza "łopian". Ale to cudo które smaży się na wolnym ogniu, to nie tylko smażony korzeń łopianu ale też marchewka, lotos, wodorosty (arame, hijiki) czy nawet tofu - no i oczywiście sezam, dużo sezamu :) Podobno można też dodać mięso ale tej wersji chyba nigdzie nie widziałam :/ Smaczne, bardzo bardzo! Z wyjazdu zawsze staram się przywieźć kilka paczuszek już gotowego do spożycia produktu i na przykład taka porcja z FamilyMart (80g) kosztuje zaledwie 118 yen i ma całe 71 kcal. Problem jest jeden - zawsze kupuje je ostatniego dnia przed wylotem i szukam tych z najdłuższym terminem przydatności do spożycia. Drugi problem jest taki, że niestety są tak smaczne że szybko znikają. Gdyby ktoś z Was był zainteresowany samodzielnym przyrządzeniem sobie tego dania, to tutaj jest bardzo fajny przepis (pod warunkiem, że uda Wam się znaleźć korzeń łopianu - jeśli tak, proszę o info). W dalszej części bento troszkę owoców - gruszka i śliwki na trawienność, a także babeczka i cukierki dla osłody dnia codziennego.

Bento #55

#56

Pudełko z Matsumoto a w nim między innymi praktycznie taka sama zawartość jak w poprzednim bento. Jak widać została zmieniona lekko aranżacja. Udało mi się kupić naprawdę dobre awokado. Prawdę mówiąc powinnam jeść go znacznie więcej a to ze względu na dużą zawartość potasu, którego w moim organiźmie jest stosunkowo za mało; podobnie zresztą mam z żelazem i magnezem ale sama jestem temu winna, bo kawę piję w hektolitrach :)

Bento #56

#57

Małe, skromne pudełko wyszło tego dnia. Kotlecik jajeczny, kinpira przyozdobiona takuanem (taką fantazję miałam), troszkę kiełków i paluszek krabowy. Jest też mini marchewka, którą mogłabym jeść tonami oraz długo niewidziany serek Babybel. W drugiej przegródce troszkę śliwek oraz gwóźdź programu czyli mini ptyś :) Coś się strasznie łakoma na słodycze zrobiłam.

Bento #57

#58

Kolejne bento którego zawartość stanowi ryż z furikake, dużo warzyw, kotlecik w panierce oraz parówki. Może trochę przesadziłam z zawartością produktów mięsnych i mięsno-poodbnych ale sama nie wiem, jakoś tak wyszło. Gdyby ktoś był ciekawy, to na ryżu to marynowane wodorosty - w smaku przypominają trochę kandyzowane owoce i są dość chrupkie. 

Bento #58

#59

W tym bento ostatni raz pojawia się kinpira - próbowałam oszczędnie gospodarować swoimi zapasami ale nic jednak na tym świecie nie trwa wiecznie. Jednak spokojnie, wiedziałam co robię - w październiku leciałam przecież po nowe zapasy :) Bento zawartością dużo się nie różniło od poprzedniego, no może z wyjątkiem jajeczka. Poza tym troszkę warzyw jak widać oraz kawałek mięska :)

Bento #59

#60

Obudziłam się rano z wielką ochotą na makaron. I proszę bardzo, oto są kolorowe świderki. Sos śmietanowy spakowałam osobno bo bałam się, że jak poleję nim od razu to może się to dla zawartości mojej torby naprawdę źle skończyć. Dodałam trochę gotowanej marchewki, brokuły, pomidorki, jajko, Babybel serek. Rozpakowałam też nową paczkę z piklami, w których skład wchodził daikon, kyuri, marchewka, etc. - bardzo smaczne tsukemono.

Bento #60

Bento #60

#61

Ostatnie bento z września w pudełku z MUJI. W nim dla urozmaicenia umieściłam kurczaka w sosie teriyaki. Diabeł ogonem nakrył biały sezam więc przyprawiłam do suszoną pietruszką. Mała porcja ale mi z zupełności wystarczyła. Do bento włożyłam jeszcze tamago, marchewkę i inne warzywa. W drugiej części pudełka trochę pokrojonego mango (love, love) oraz panda z babeczką... dla wyjaśnienia: panda jest niejadalna :D

Bento #61

wtorek, 7 stycznia 2014

Kalendarze na Nowy Rok.

Nie wiem jak Wy ale ja bez papierowej wersji kalendarza nie mogę normalnie funkcjonować. Są tacy, którym wystarcza zapisywanie ważnych wydarzeń w telefonie ale dla mnie to stanowczo za mało. Przyznam się szczerze, że w tym temacie jestem bardzo wybredna i nie lubię żadnych ustępstw. Jednak z roku na rok, okazuje się że przybywa więcej wydarzeń o których należy pamiętać. W moim przypadku najlepiej jest je zapisać. Często jest tak, że w torbie muszę mieć miejsce na dwa lub więcej kalendarzy - szczególnie z początkiem roku... tak do marca :) 

Przepisanie różnych informacji to już rytuał, który zajmuje mi średnio jeden dzień. Są takie sprawy w miarę oczywiste jak daty urodzin, podstawowe dane które człowiek zawsze powinien mieć przy sobie albo takie o których zapomnieć nie powinien. Staram się rozgraniczać sprawy zawodowe i prywatne ale czasem jest to naprawdę trudne.

Od kilku już lat w kalendarze zaopatruje się w Japonii. Czasem też udaje mi się przywieźć jakieś fajne i w miarę niewielkie kalendarzyki na prezenty dla znajomych. I tak jest w przypadku tego kota, który został zakupiony w TokyuHands. Są oczywiście różne rodzaje (panda, piesek, etc.) ale mi najbardziej pasuje ten tutaj. 

Calendars 2014.

Kalendarz z koniczynką to już tradycja. Co roku taki sam, no prawie bo szata graficzna się lekko zmienia. Firma Midori, która jest jego producentem za każdym razem zaskakuje mnie swoim asortymentem papierniczym. Jestem strasznie łakoma na takie gadżety! Polecam przejrzeć ich katalog. Pod koniec roku, gdzieś tak na przełomie października i listopada w sklepach w Japonii wszystkich ogarnia szał zakupowy. Regałów z kalendarzami jest strasznie dużo a mnogość rodzajów, wielkości, szat graficznych przyprawia o prawdziwy ból głowy :) Kalendarz kolorowy czy czarno-biały, z Myszką Miki czy biznesowy, twarda oprawa czy papierowa, układ dniowy czy tygodniowy, na 12 miesięcy czy 18 - można kupić wszystko. 

Calendars 2014.

Jest jeszcze jeden typ kalendarza bez którego raczej trudno by mi było żyć. Mianowicie ten z Totoro :) Ja wiem, może to dziwnie zabrzmi ale patrzenie na niego jak równie korzystanie sprawia mi ogromną radość. Jednak nie wyrzucam zdartych kart miesięcy, tylko wszystkie chowam. Może kiedyś, gdy już będę na swoim uda mi się fajnie wykorzystać te duże rysunki. Już to widzę oczyma wyobraźni - cała ściana w Totoro ^^

Calendars 2014.

Całkowicie prywatnym kalendarzem jest ten. Dostałam go od taty, również z Totoro. Oczywiście ktoś mógłby się zapytać, a na co Tobie tyle tego. No właśnie, na co? Uprzejmie informuję, że mam jeszcze jeden ale że zostawiłam go w pracy to nie pokażę - tamten to prawdziwy zbiór wiedzy wszelakiej :)

Calendars 2014.

Calendars 2014.

Wychodzi na to, że w 2014 roku do dyspozycji będę miała (uwaga, uwaga) 5 albo 6 kalendarzy. To jakiś czysty obłęd, ale przyznaje się, jest to obłęd bez którego nie potrafię normalnie funkcjonować :)

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Świąteczne oświetlenie.

Jeszcze przed zmianą daty, udało mi się spotkać z M. przy okazji odwiedzin jej kolegi z dalekich krajów. Wiadomo, dość reprezentatywnym miejscem jest warszawska starówka. Skoczyliśmy więc na 2 godzinne piwko do Browarmi na Krakowskim Przedmieściu. Byli odważni, co próbowali skosztować grzanego piwa ale szybko zaczęli szukać cukiernicy. Wracając już do domu, a mieszkamy dość blisko siebie postanowiłyśmy jeszcze skorzystać z okazji, zjeść ciepłego gofra z bitą śmietaną i zrobić parę dodatkowych zdjęć tegorocznemu oświetleniu starówki. To dziwne ale z wiekiem, albo gdy człowiek dorasta trudniej jest spotkać się z jakimikolwiek znajomymi. Wszyscy są zajęci, zaganiani - więc takie spotkania są bardzo cenne.

Pewnie większość z Was już zna na pamięć iluminacje ale pomyślałam, że skoro pisałam o zeszłorocznej, to i tegoroczną wypadało by uwiecznić. Enjoy ;)

Christmas illumination. 2014 Old Town, Warsaw.

Christmas illumination. 2014 Old Town, Warsaw.

Christmas illumination. 2014 Old Town, Warsaw.

Christmas illumination. 2014 Old Town, Warsaw.

Christmas illumination. 2014 Old Town, Warsaw.

Christmas illumination. 2014 Old Town, Warsaw.

sobota, 4 stycznia 2014

Japoński Starbucks na święta bożonarodzeniowe.

Pisałam już kilkakrotnie, że japońska sieci kawiarni Starbucks ma znacznie szerszą a zarazem częściej zmieniającą się ofertę dla swoich klientów niż to ma miejsce u Nas. Z czego to wynika? Hmm mam kilka teorii a jedną z nich jest o wiele większa konkurencja na rynku oraz fakt, że po prostu japończyków jest kilka razy więcej niż Nas :)

Będąc w Japonii, na początku listopada została zaprezentowana nowa oferta na okoliczność Świąt Bożego Narodzenia. Nie tylko pojawiły się nowe napoje ale również nowe gadżety w postaci m.in. kubków, termosów, bombek, czekoladek, kaw i czego jeszcze dusza klienta może zapragnąć. 

Nie mogłam się oprzeć pokusie a była ona naprawdę silna i poszłam do jednej z kawiarni mieszczącej się blisko hotelu aby zobaczyć co takiego wymyślili na ten rok. Po prawie 20 minutach oglądania i "macania" wyszłam z zakupem i to nie jednym a kilkoma.

Kupiłam sobie na przykład taki oto kubek termiczny do kolekcji. Oglądałam w sumie może z 3 rodzaje ale ten przypadł mi najbardziej do gustu. W kolorze czerwieni z bombkami wygląda naprawdę dobrze. Posiada odpowiednią na moje potrzeby pojemność (350ml) i bardzo dobre zamknięcie z uszczelką, które sprawia że płyn się nie wyleje. Chociaż pamiętam, ale to przy innym modelu, że należy je bardzo dokładnie zamykać - ja tego nie zrobiłam i trochę porannej kawy wyciekło gdy jechałam autobusem. Ten termos już został przetestowany i spisuje się znakomicie. Kosztował 3,400 yen.

Starbucks X-mas 2013 Japan edition.

Starbucks X-mas 2013 Japan edition.

Starbucks X-mas 2013 Japan edition.

Zazwyczaj z podróży, zarówno dla znajomych i rodziny przywożę trochę kawy. Generalnie bardzo lubię tą od UCC (ale znów nie wszystkie rodzaje) i rozpuszczalną Maximę. Dla znajomych przeważnie przywożę tego typu saszetki ze Strabuksa. Są fajne, praktycznie i pasują na prezenty. Jedna kosztuje około 300 yen i zawiera 3 saszetki rozpuszczalnej kawy.

Starbucks X-mas 2013 Japan edition.

Ostatnia rzeczą jaką sobie kupiłam była ta oto mała torebka a w niej słodka zawartość - cukierki. Typowo gadżeciarskie ale mi się spodobało. Koszt takiego cuda (o ile dobrze pamiętam) to 700 yen.

Starbucks X-mas 2013 Japan edition.

Starbucks X-mas 2013 Japan edition.

Myślałam jeszcze nad zakupem normalnego kubka ale w końcu się nie zdecydowałam, bo nie mam już gdzie ich stawiać w domu to raz, a dwa mój i tak dodatkowo wykupiony bagaż był już załadowany maksymalnie :)

piątek, 3 stycznia 2014

Spotkanie autorskie z Marcinem Bruczkowskim.

Jak sami widzicie, uzbierało mi się całkiem sporo wydarzeń z zeszłego roku o których jeszcze nie pisałam. Jednym z nich było spotkanie z autorem książek, panem Marcinem Bruczkowskim, które odbyło się 10 października w Warszawie. O ile dobrze pamiętam to w księgarni Matras. Spotkanie zostało zaplanowane na godzinę (chyba) 18. Niestety w czwartki, a 10 październik był niewątpliwie czwartkiem, mam zajęcia z japońskiego do godziny 18:20. Niegrzecznie jest wychodzić z zajęć przed ich końcem dlatego też postanowiłam niezwłocznie po ich zakończeniu przedostać się do księgarni. Zajęło mi to może z 20 minut, zgrzałam się jak kot i gdy weszłam do księgarni zobaczyłam, że najprawdopodobniej autor też się spóźnił :) 

Ludzi było bardzo dużo, książki zostały wysprzedane, zdążyłam tylko złapać jakąś leżącą prawie na podłodze i "pognałam" do kasy w celu zakupu. Spotkanie autorskie odbyło się przy okazji premiery najnowszego dziecka pana Marcina a mianowicie "Powrotu niedoskonałego".

Powrót niedoskonały by M.Bruczkowski.

Ustawiłam się więc grzecznie w kolejce aby wysępić autograf. Kolejka była naprawdę imponującej długości. Przypominała trochę wijącego się węża pomiędzy regałami. Tak na oko - 40 minut stania. Ale pomyślałam, że takiej okazji nie przepuszczę i wytrwam :)

Zaczęłam więc czytać. Czytam, czytam, czytam i nagle coś mi się nie zgadza. Akcja książki rozgrywa się w 2005, przynajmniej tak wynika z daty zamieszczonej w pierwszym rozdziale na stronie 9. To jakim cudem, kilka stron dalej (str. 22) robi rok 2006? Myślę sobie, może jakaś teleportacja czasowa ^^ No ale nic, czytam dalej. Wszystko się zgadza - ciąg wydarzeń, wątki, bohaterowie. Dotarłam do rozdziału drugiego i jest rok 2005! Błąd, znalazłam błąd i zamierzałam go wykorzystać ;)

Powrót niedoskonały by M.Bruczkowski.

Stojąc w kolejce, zrobiłam kilka zdjęć z ukrycia zarówno autorowi jak i rekwizytom, które na okoliczność spotkania zostały rozstawione. 

Meeting with M.Bruczkowski.

Meeting with M.Bruczkowski.

Meeting with M.Bruczkowski.

Długo wyczekiwana chwila nadeszła: moja kolej. Dialog wyglądał mniej więcej tak: 
- dzień dobry, dzień dobry czy mogłam bym poprosić o autograf?; 
- a dla kogo?; 
- Karolina; 
- [skrobu, skorbu, skrobu]; 
- przepraszam a w którym roku rozgrywa się akcja książki?; 
- no w 2005 desu; 
- to czemu na 22 stronie jest 2006?; 
-.... no to znalazła Pani pierwszy błąd...; 
- najmocniej przepraszam ;)

Pan Marcin całą sytuacją był lekko zaskoczony ale z uśmiechem skwitował, że za takie błędy to autor nie ponosi odpowiedzialności tylko korekta. Potem, gdy kolejka już zniknęła, tradycyjnie autor wysunął zaproszenie na tzw. przedłużacz. Niestety, nie mogłam pójść ale z doniesień internetowych wynika, że zakończył się o 3 w nocy ^^

A oto i autograf :D

Powrót niedoskonały by M.Bruczkowski.

O samej książce pisać nie będę, bo nie chciałabym psuć nikomu zabawy i przyjemności. Powiem tylko tyle, czyta się ją lekko i zbyt szybko. Autor ma genialne pióro i smykałkę do opowiadania w sposób bardzo ciekawy, lekko ironiczny i z humorem. Polecam!

czwartek, 2 stycznia 2014

Toruń - październik 2013 r. Wystawa tsub i wydarzenia towarzyszące.

Tuż przed wyjazdem do Japonii w październiku, wspomniałam że na parę dni wybrałam się do Torunia. Była to oczywiście okazja wyjątkowa a związana z mieczem japońskim. Otóż Muzeum Okręgowe w Toruniu, a dokładnie w budynku Kamienicy pod Gwiazdą miała miejsce wystawa (i jeszcze trwa) "Tsuba - arcydzieła japońskiej sztuki zdobniczej". Równolegle z wystawą odbywały się wykłady, prowadzone zarówno przez stronę japońską jak i polską. Delegację japońską reprezentowali przede wszystkim przedstawiciele Bizen Osafune Sword Museum a polską Polska Sekcja Miecza Japońskiego. 

Do Torunia dojechałam w sobotę, lekko po południu. Zdążyłam się zameldować w hotelu, przebrałam się i ruszyłam do Kamienicy aby zobaczyć jak prezentuje się wystawa, na parę godzin przed jej otwarciem dla publiczności. Sam budynek Muzeum znajduję się na Starym Rynku. Dla celów tej wystawy wygospodarowano ponad 3/4 powierzchni. Wyobraźcie sobie, ponad 500 tsub, ze 100 innych elementów miecza np. kozuki, etc. Również japończycy przywieźli z sobą dwie niesamowite głownie, tsuby, rysunki i plakaty oraz wiedzę, której wszyscy pożądali! 

Oficjalne otwarcie wystawy zostało przewidziane na godzinę 17, więc do tego czasu mogłam się rozejrzeć i dokładniej zapoznać z planem imprezy. Nie odbywała się ona tylko w jednym miejscu ale w kilku, w dość bliskiej odległości od siebie. Miałam również chwilę aby skoczyć na małą kawę z innymi członkami Sekcji.

Toruń. Październik 2013. Wystawa Tsub.

Toruń. Październik 2013. Wystawa Tsub.

Toruń. Październik 2013. Wystawa Tsub.

O godzinie 17, wszyscy zebrali się w sali w Kamienicy i rozpoczął się tur maraton przemówień, podziękowań, uścisków, zachwytów - ale wszystko w doskonałej atmosferze, choć wydaje mi się że trwało to stosunkowo za długo, bo po godzinie stania na nogach miałam już dosyć. Głos ze strony japońskiej zabrał m.in. kurator Bizen Osafune oraz Mistrz Mikami a także kilka innych osób bez których to wydarzenie nie doszłoby do skutku. Ze strony polskiej natomiast zabrał głos m.in. dyrektor muzeum oraz kurator wystawy, jak również prezes PSMJ.

Toruń. Październik 2013. Wystawa Tsub.

Toruń. Październik 2013. Wystawa Tsub.

Po całym tym zamieszaniu z przemówieniami, wreszcie spokojnie można było obejrzeć całą wystawę. Ekspozycja tsub na parterze, na pierwszy rzut oka mogła się wydawać trochę zbyt bardzo ściśnięta ale z drugiej strony, jak pomieścić tyle eksponatów w jednym miejscu. W piwnicach muzeum zorganizowano mały poczęstunek ale tam nie wchodziłam ;) Na ostatnim piętrze natomiast znajdowały się miecze japońskie, ustawione w gablotach. No i się zaczęło :) Zarówno członkowie sekcji jak i osoby zwiedzające "dopadły" mistrza Mikamiego i zaczęło się przesłuchanie. Jednak dzięki pomocy polskich tłumaczy języka japońskiego oraz doskonałego przygotowania mistrza w materiały pomocnicze, żadne pytanie nie pozostało bez odpowiedzi ;)

Toruń. Październik 2013. Wystawa Tsub.

Toruń. Październik 2013. Wystawa Tsub.

Toruń. Październik 2013. Wystawa Tsub.

Toruń. Październik 2013. Wystawa Tsub.

Toruń. Październik 2013. Wystawa Tsub.

Toruń. Październik 2013. Wystawa Tsub.

Po prawie dwóch godzinach, zostaliśmy zaproszeni na uroczystą kolację do jednej z toruńskich restauracji. Rozmowy trwały w najlepsze, szybka nauka obydwu języków przy trunkach wszelakich a potem wieczorny wypad aby zobaczyć oświetloną panoramę miasta.

Toruń. Październik 2013. Wystawa Tsub.

Następnego dnia, prawie z samego rana, po smacznym śniadaniu oraz dużej ilości kawy rozpoczął się czas wykładów i warsztatów. Zdjęć mam naprawdę dużo i wszystkich w jednym poście nie uda się zamieścić, dlatego też podaję link do folderu na Flickr.

Tutaj widać zdjęcia zrobione podczas kilku wykładów w Ratuszu:

Toruń. Październik 2013. Wystawa Tsub.

Toruń. Październik 2013. Wystawa Tsub.

Tutaj natomiast są zdjęcia z warsztatów, które moim zdaniem wzbudziły największe zainteresowanie odwiedzających. Można było zobaczyć na własne oczy proces naprawy opraw mieczowych, proces tworzenia grawerunku na tsubach a także proces tworzenia horimono na głowni:

Toruń. Październik 2013. Wystawa Tsub.

Toruń. Październik 2013. Wystawa Tsub.

Toruń. Październik 2013. Wystawa Tsub.

Toruń. Październik 2013. Wystawa Tsub.

Toruń. Październik 2013. Wystawa Tsub.

Toruń. Październik 2013. Wystawa Tsub.

Toruń. Październik 2013. Wystawa Tsub.

Praktycznie po całym dniu niezwykłych wrażeń, dopiero wieczorową porą z kilkoma członkami sekcji poszliśmy coś zjeść. Toruń wieczorową porą wyglądał już bardzo magicznie. A był to dopiero początek tej prawdziwej magi tworzenia - mistrz Mikami miał za chwilę rozpocząć pokaz kucia miecza. 

Toruń. Październik 2013. Wystawa Tsub.

Cały piec został zbudowany na rynku w Ratuszu. Niestety miejsce było lekko niefortunne z uwagi na silny i mroźny wiatr. Jak się później okazało dla mnie szczególnie, bo się rozchorowałam na następny dzień. Pokazy kucia, szczególnie w nocy mają niesamowity urok i czar. Na rynku panowała absolutna cisza, słychać było jedynie dźwięk tłoczonego powietrza. Mimo, iż pokaz troszkę się przeciągnął w czasie nikt nie wyszedł, wszyscy stali jak zaczarowani, wyczekując momentu kiedy głownia zostanie zanurzona w wodzie. W tym szczególnym momencie, praca mistrza została nagrodzona gromkimi brawami. 

Toruń. Październik 2013. Wystawa Tsub.

Toruń. Październik 2013. Wystawa Tsub.

Toruń. Październik 2013. Wystawa Tsub.

Toruń. Październik 2013. Wystawa Tsub.

Toruń. Październik 2013. Wystawa Tsub.

Jeszcze przez długi czas mistrz Mikami odpowiadał na pytania widowni, dokładnie tłumacząc cały proces pakietowania. Chyba był lekko zaskoczony, że mimo tak niesprzyjających warunków ludzie ochoczo podchodzi do niego, składając gratulacje oraz wyrażając swój podziw dla jego pracy. Może nawet był lekko wzruszony :)

Toruń. Październik 2013. Wystawa Tsub.

Następnego dnia z samego rana, z ogromnym katarem, temperaturą i bólem gardła wróciłam do Warszawy na głosowanie w sprawie referendum dotyczącego odwołania Prezydenta miasta. Jednak tamtego dnia w Toruniu, nie zapomnę do końca życia.

Sama Delegacja Japońska w Polsce gościła jeszcze m.in. w Krakowie oraz Warszawie. Jednak z uwagi na mój stan zdrowia oraz fakt, że we wtorek z samego rana leciałam do Japonii to na spotkanie w Muzeum Wojska Polskiego oraz w Ambasadzie nie poszłam. A może ktoś z Was tam był?