Sen z oczu spędza mi sesja. Kilka egzaminów mam już za sobą, i sama jestem zdziwiona bo wyniki są bardzo dobre. Co prawda, w ciągu tego tygodnia musiałam pojechać kilka razy na uniwersytet po wpisy do indeksu albo aby z wykładowcami porozmawiać na temat prac pisemnych. Jednak wszystko póki co jest na dobrym torze. Ostatni wpis mam nadzieję uzyskać 2 lutego i oficjalnie zakończyć sesję zimową :)
W międzyczasie musiałam odbyć kilka dodatkowych kursów do bibliotek i księgarń, bo cierpię na brak literatury fachowej. I nie tylko, to znaczy tej normalniej do poczytania w łóżku mi nie brakuje - tylko czasu.
Gorzej sprawa ma się ze zdrowiem - tak ogólnie. W domu od 2 tygodni mam oddział zakaźny. Wszyscy z temperaturą, kaszlący i ogólnie wyglądający jak wcielenia zombie :) Nie da się ukryć, że apteki na Nas zarobią tej zimy. O lekarzach nie wspomnę i o nowym systemie weryfikacji tym bardziej.
Humor poprawiam sobie brzoskwinką ... a wygląda tak:
To jest pewien przysmak, za którym głównie przepada moja mama. Tym razem (o ile pamięć mnie nie myli) zakupiona w Okayamie na zeszłorocznym wyjeździe. Zresztą jeśli moja wiedza jest zgodna z prawdą i stanem faktycznym to nazywa się to "Hakuto jelly" i pochodzi właśnie z tego regionu. Opakowanie jest w kształcie brzoskwini, jak widać na zdjęciach a w środku jak gdyby galaretka z białych brzoskwiń. Na dnie są kawałki owoców. Miodzio, jak to mówią. I niestety, bardzo bardzo smaczne ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz