Jak tylko wstała, wiedziałam że coś jest nie tak. Źle spałam to primo ale jak zwlokłam się z łóżka to dostałam takie skrętu żołądka, że aż zawyłam. Na początku pomyślałam, że to może jakaś niestrawność ale niestety to nie było to bo nic takiego wczoraj nie jadłam co by mi zaszkodziło. Czasami tak po prostu mam, że kiszki odmawiają współpracy. Nie ma to tamto, trzeba było podjąć konkretne działania - ketanol 100 ^^"
Poprzedniego dnia załatwiliśmy w TO bilety do Takayamy. Pociąg miał odjazd gdzieś koło 9 rano także do tego czasu poleżałam sobie jeszcze w pozycji embrionalnej czekając aż lek zacznie działać. Nie czułam się wspaniale ale nie umierałam. Druga połowa wycieczki była wyraźnie zaniepokojona, więc ustaliliśmy że do Takayamy pojedziemy ale jak nie dam rady to wracamy.
Z Nagoya do Takayamy jedzie się bardzo fajnym pociągiem z wielkimi oknami, dzięki czemu można podziwiać przepiękne widoki (Ltd. Exp Hida). Podróż zajmuje ponad dwie godziny (ok. 170 km). Byłam wyraźnie niewyraźna więc w pociągu zamówiłam sobie kawę ale przyznam się, że dobra to ona nie była :)
Na miejscu dotarliśmy gdzieś koło 11. Przed wyjściem do stacji JR znajduje się punkt informacji turystycznej, więc zaopatrzyliśmy się w dość dobrze opisaną mapę. Znaleźliśmy miejsce do palenia i po tym akcie ruszyliśmy bardzo wolnym tempem na zwiedzanie. Takayama to jedno z kilkunastu miast, które posiada dobrze zachowaną drewnianą zabudowę. Słynie również z festiwalu, który obywa się co roku w drugim tygodniu października (chyba 8-9 z tego co pamiętam). Każdego dnia rano, wzdłuż rzeki Miya ma miejsce targ na którym można kupić praktycznie wszystko. My nastawiliśmy się na wyroby z drewna i udało Nam się zakupić dwie przepiękne czarki do sake wykonane z jednego kawałka drewna - bajka!
Swoje powolne kroki po przejściu targu skierowaliśmy do zabytkowego domu Yoshijimy. Pan ten był kupcem sake więc dorobił się naprawdę imponującego domostwa, całkowicie wykonanego z drewna. Największe wrażenie zrobiło na mnie belkowanie konstrukcji. Strop jest bardzo wysoko i można go odsłonić, tak aby w lecie do domu wpadał przyjemny wiaterek. Obok tego domu znajduje się kolejny budynek, który należał do lichwiarza tzw. dom Kusakabe. Ten niestety miał mniej szczęścia, to znaczy dom, ponieważ spłonął w 1879 roku ale następnie go odbudowano i teraz można go zwiedzać. Nawet zdjęcia pozwalają robić w środku, no i jeszcze te ogrody wewnętrzne :)
Potem pokręciliśmy się trochę po uliczkach, podziwiając drewniane konstrukcje domów. Nie wiem jak to się nawet stało, że dotarliśmy do świątyni Shourengi. Dopiero po przyjeździe do kraju spradziłam jak się nazywa. Nie bardzo dało się wtedy robić zdjęcia bo przyjechało bardzo dużo zwiedzających autokarami. Nastąpiła powolna dystyngowana ewakuacja :)
Dotarliśmy ponownie na uliczki, gdzie co raz wyrastały ciekawe sklepy z regionalnymi wyrobami i kuchnią. Lekko zaczeło mnie ssać, więc druga połowa zakupiła dla mnie ciepłą bułeczkę z wołowiną za uwaga, uwaga - 500 yen. No najdroższa jaką jadłam w życiu - smaczna była :)
Po tych ulicach powłóczyliśmy się jeszcze z godzinę i niestety spasowałam. Wróciliśmy więc na stację JR i zakupiliśmy bilety na drogę powrotną do Nagoya city. Widoki podczas podróży również były fajne, dało się zauważyć, że kolory jesieni przejmują władzę. Po dwóch godzinach podróży dojechaliśmy (również pociągiem Hida) na stację JR. Poszliśmy jeszcze tylko po bilety na następny dzień i wróciliśmy do hotelu. Musiałam się położyć na kilka godzin. Wieczorem poczułam się już lepiej, więc wyskoczyliśmy do Meitetsu po jedzenie. Zakończyłam dzień piffkiem ^^
Zdjęcia z tego dnia tutaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz