Pozwoliliśmy sobie troszkę dłużej pospać a to tylko dlatego, że Matsumoto i Nagano dzieli zaledwie godzina jazdy pociągiem (i to niespełna gdyż znajdują się w odległości około 63 km od siebie). O Nagano przed planowaniem podróży wiedziałam tylko tyle, że a) w tym mieście odbywała się olimpiada (bodaj w roku 1998 i to zimowa) i b) że mają tam małpy (choć dokładnie nie wiedziałam gdzie, bo przecież nie w samym centrum miasta).
Gdy przygotowuje się do każdej wycieczki sporządzam plan miejsc, które warto odwiedzić. Niekoniecznie pokrywają się one z tym, co można przeczytać w przewodnikach. Co nie oznacza, że miejsca przez nie proponowane są jakieś złe albo mają inne wady (no może gdyby nie brać pod uwagę ilość turystów). Każdy ma jakąś swoją metodę, moja natomiast wygląda tak:
- wyciągam ogromną mapę (papierową) Japonii i gapię się jak głupia zaznaczając znacznikami miejsca, które są moim zdaniem do głębszego zbadania (jakieś miejscowości);
- odpalam internet i przeglądam oficjalne strony prefektur danej miejscowości przy jednoczesnym podglądzie w Google Earth;
- gdy mam już wybrane miejscowości to odpalam stronę Hyperdia, gdzie sprawdzam jakie są połączenia kolejowe pomiędzy wybranymi miejscowościami i już wtedy mogę układać plan kolejności zwiedzania Japonii (oczywiście staram się też przy okazji stron internetowych danej prefektury zaglądać w kalendarz, gdzie często pojawiają się zapowiedzi festynów/festiwali - jak zwał tak zwał).
Inna sprawa to hotele - tutaj trzeba działać z wyprzedzeniem i w miarę systematycznie kontrolować sytuację, gdyż może okazać się, że po zabukowaniu hotelu za jakiś czas pojawi się specjalna oferta innego równie interesującego hotelu w dość bliskiej odległości.
Będąc już na miejscu w jakieś miejscowości, praktycznie na każdej stacji JR lub w jej pobliżu warto się przejść do Biura Informacji Turystycznej w celu wzięcia makulatury. Często w takich folderach można znaleźć dokładniejsze informacje i mapy.
No ale wracając do Nagano ;) Dworzec jako, że był dostosowany na potrzeby olimpiady wygląda bardzo dobrze. Jest duży, przestronny, czysty i na jego terenie znajduje się naprawdę pokaźna ilość sklepów z różnego rodzaju "suvenirami" z prefektury (tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś zapomniał kupić).
Jedyny w miarę przyzwoicie wyglądający hotel udało się Nam znaleźć w troszkę dalszej odległości od stacji JR a mianowicie hotel należący do japońskiego przewoźnika lotniczego JAL. Mieliśmy mały problem z dogadaniem się z recepcją ale po 20 minutach przy widocznie pogłębiającym się moim wkurzeniu dali Nam klucze do pokoju. Nie był to jakiś problemów typu, że nie dostali pieniążków albo coś takiego tylko po prostu ich "szprechen inglish" był jak na taki typ hotelu mocno niedostateczny - no dobrze, ludki z recepcji zaczęli uciekać przed białymi (zdarza się). Zapakowaliśmy się w windę i pojechaliśmy na 14 piętro. Jednak pokój który dostaliśmy wynagrodził wszystkie niedogodności sprzed kilku minut - był wielki, łóżka wygodne a widok z ogromnego okna wręcz idealny. Przepakowałam się w mniejszy plecak, wypiłam kawę, zapaliłam fajka i byłam gotowa ruszać z powrotem na stację JR aby przedostać się do miejscowości o wdzięcznej nazwie Obuse.
"Obuse, Obuse ja muse" :) Aby się tam dostać trzeba załadować się w pociąg, który nazywa się "Nagano Electric Railway" i należy do innego koncernu niż JR (i rzecz jasna nie jest zlokalizowany na samej stacji JR tylko w jej pobliżu). Stacja znajduje się pod ziemią czyli można powiedzieć, że to takie ich małe metro - co prawda tylko kawałek bo potem wyjeżdża na powierzchnię. Do tej miejscowości jedzie się jakieś 30 minut a koszt to 650 yen. Główną atrakcją się tam mieszczącą jest muzeum Hokusai'a. To właśnie tam tworzył i mieszkał aż do swoich ostatnich dni, chyba jeden z najbardziej rozpoznawalnych mistrzów Ukiyo-e (ale i nie tylko) Japonii - Katsushika Hokusai (1760-1849). Muzeum prezentuje między innymi 2 imponująco wyglądające pomalowane przez niego festiwalowe łodzie (zapewne ma to swoją nazwę ale na wszystkich bogów nie pamiętam). Poza tym sporo jest jego drzeworytów, malowideł (w tym feniksa i smoka - to są oprócz "złych fal" chyba najbardziej rozpoznawalne jego prace). Muzeum jest bardzo fajne, dwupiętrowe ze sklepikiem na dole gdzie można pobuszować przez chwilę - aha wejście kosztuje 500 yen.
Samo miasto też jest urokliwe gdyby nie te wszędobylskie muszki wampiry w ilości plagi egipskiej - no bez jakiegoś odstraszacza ani rusz. Trzeba przyznać, że Obuse jest dobrze opisane dla turystów - może nawet za dobrze bo dzięki mnie trochę pobłądziliśmy :) Trochę się ciemno zaczęło robić, więc tempem lekko przyspieszonym wróciliśmy na stację - gdzie oczywiście zapakowaliśmy się nie do tego pociągu co trzeba to znaczy hmm... stacja końcowa była i owszem w Nagano ale ten pociąg (z uroczymi wizerunkami małp i o nazwie "Snow Monkey") był specjalnym połączeniem pomiędzy Nagano a Yudanaka gdzie właśnie te makaki się znajdują (i tutaj zagadka z pierwszego akapitu się rozwiązała). Ale nic się takiego nie stało - na stacji końcowej dopłaciliśmy 100 yen od głowy i wyszliśmy na miasto nocą.
Jako, że plan na jutro był bardzo napięty a my jakby lekko pozbawieni energii poszliśmy szukać pożywienia. Padło na sushi :) To nie była raczej knajpa typu "wszystkie talerzyki za 105 yen" ale raczej taka bardziej przekrojowa - były owszem i tańsze kawałki rybki ale i droższe. Dla mnie bez różnicy, ryba świeża, zbytnio nie ucieka z talerza więc można jeść. Ale nie zapomnę jednego - jak druga połowa zamówiła sobie futomaki. No więc Pan, który Nam przygotowywał talerzyki zawołał kogoś z kuchni, ten podszedł, pogadali chwilę i wyskoczył na ulicę. Nie wiem gdzie ale zakładam, że do innej knajpy - po 5 minutach wrócił z zabójczo wyglądającymi i smakującymi futomakami. Dla mnie bomba :)
Z pełnymi brzuszkami i już spokojnym tempem wróciliśmy do hotelu. Następny dzień zapowiadał się naprawdę ciężko, więc generalnie tylko zapakowałam się do wanny (i pewnie jak zawsze) przysnęłam, napiłam kawy, pooglądałam zakupy, pewnie pociągi też sprawdziłam i poszłam spać.
Reszta zdjęć here - co prawda nie ma ich zbyt dużo ale też nie wszystkie nadają się do upublicznienia ;)
Samo miasto też jest urokliwe gdyby nie te wszędobylskie muszki wampiry w ilości plagi egipskiej - no bez jakiegoś odstraszacza ani rusz. Trzeba przyznać, że Obuse jest dobrze opisane dla turystów - może nawet za dobrze bo dzięki mnie trochę pobłądziliśmy :) Trochę się ciemno zaczęło robić, więc tempem lekko przyspieszonym wróciliśmy na stację - gdzie oczywiście zapakowaliśmy się nie do tego pociągu co trzeba to znaczy hmm... stacja końcowa była i owszem w Nagano ale ten pociąg (z uroczymi wizerunkami małp i o nazwie "Snow Monkey") był specjalnym połączeniem pomiędzy Nagano a Yudanaka gdzie właśnie te makaki się znajdują (i tutaj zagadka z pierwszego akapitu się rozwiązała). Ale nic się takiego nie stało - na stacji końcowej dopłaciliśmy 100 yen od głowy i wyszliśmy na miasto nocą.
Jako, że plan na jutro był bardzo napięty a my jakby lekko pozbawieni energii poszliśmy szukać pożywienia. Padło na sushi :) To nie była raczej knajpa typu "wszystkie talerzyki za 105 yen" ale raczej taka bardziej przekrojowa - były owszem i tańsze kawałki rybki ale i droższe. Dla mnie bez różnicy, ryba świeża, zbytnio nie ucieka z talerza więc można jeść. Ale nie zapomnę jednego - jak druga połowa zamówiła sobie futomaki. No więc Pan, który Nam przygotowywał talerzyki zawołał kogoś z kuchni, ten podszedł, pogadali chwilę i wyskoczył na ulicę. Nie wiem gdzie ale zakładam, że do innej knajpy - po 5 minutach wrócił z zabójczo wyglądającymi i smakującymi futomakami. Dla mnie bomba :)
Z pełnymi brzuszkami i już spokojnym tempem wróciliśmy do hotelu. Następny dzień zapowiadał się naprawdę ciężko, więc generalnie tylko zapakowałam się do wanny (i pewnie jak zawsze) przysnęłam, napiłam kawy, pooglądałam zakupy, pewnie pociągi też sprawdziłam i poszłam spać.
Reszta zdjęć here - co prawda nie ma ich zbyt dużo ale też nie wszystkie nadają się do upublicznienia ;)
6 zdjęcie z tym górzystym krajobrazem bardzo malownicze
OdpowiedzUsuń