Na początek dygresja pączkująca. Otóż jakiś czas temu gościliśmy w domu dwóch japończyków. I tyle wstępu. No może dodam, że nie przyjechali do mnie tylko do mojego taty.
Jeden z nich, Toru-san tak bardzo przestraszył się zapowiadanych temperatur w Polsce, że przywiózł z sobą zapas środków dzięki którym będzie mógł jakoś przetrwać minusowe temperatury. W dniu w którym się spotkaliśmy, był ich ostatnim dniem w naszym kraju. Zapasy zostały i Toru-san zapytał się czy nie przydadzą się nam owe środki. Mniemam, że nie mógł ich już upchnąć w walizce a swoje jednak ważą. Przyznam się, że podeszłam do tematu sceptycznie. Ale dzisiaj gdy spojrzałam na termometr doszłam do wniosku, że w sumie można wypróbować owe "rozgrzewacze". Mój japoński jest dość kiepski ale z tego co zdążyłam się zorientować, plastry te wytwarzają ciepło w procesie utleniania a składają się z opiłków żelaza. Na opakowaniu widnieje informacja, że utrzymują temperaturę do 14 godzin. Więc rano zbieram się do pracy, przyklejam plaster na podkoszulkę na wysokości nerek, a była godzina 6:30. Teraz siedzę sobie i piszę posta a plasterek ciągle grzeje :) Pan Toru również zostawił trochę mniejsze plasterki, które przykleja się pod stopy. Jeszcze nie wypróbowałam ale nie ukrywam, że jak zrobi się jeszcze zimniej to z chęcią sprawdzę.
Kilka zdjęć, włącznie z informacją czego z plastrami robić nie można. Patent jest genialny i skuteczny - czyli kolejne przedmioty na liście zakupów.
Aha, gdyby ktoś był zainteresowany - to jest strona producenta.
Najlepszy wynalazek od czasu krojonego chleba
OdpowiedzUsuńBurżuj! Stać go na krojony chleb ;)
OdpowiedzUsuń