środa, 1 lutego 2012

Po(sesyjnie).

Bloga zaniedbałam ale nad życiem jeszcze panuję. Dziwnie to brzmi ale taka prawda. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie ale obiecywać poprawy nie będę. Taka już jestem, więc albo moje postępowanie uzyska (realną) akceptację i wybaczenie włącznie ze zrozumieniem albo see ya. Chodzi o to, że... No właśnie. Od listopadowego wpisu minęły wręcz eony a trochę się przez ten czas działo. O pracy pisać nie będę, bo nie widzę w tym sensu. O próbie zaliczenia sesji a rzec na chwilę obecną można, że póki co "pozytywnej" też nie - bo praktycznie przez styczeń nic innego nie robiłam jak romansowałam z knigami. O nowych zdobyczach, nie tylko figurkowych a i owszem, bo trochę się tego nazbierało. O zaniedbanych znajomościach... drogi Buddo i tu mnie walnij byle mocno. O przebytych chorobach, nie no, bez przesady, każdy wie jak wyglądają "smarki" :) 

No i tyle. Ten wpis miał dowieść, że w moich żyłach pulsuje znowu krew i to w całkiem dobrym tempie. Jutro wracam do normalniejszego trybu egzystencji zatytułowanego jak przywrócić blog do życia. Lecę po kawę i knuje spisek :) 

2 komentarze: