Ja wiem... Dawno już wróciłam z kraju kwitnącej wiśni, chociaż teraz to raczej kraj czerwonych klonów ale jakoś nie mogę zebrać się w sobie aby dokończyć sprawozdanie z wyjazdu. I wcale nie chodzi o to, że mi się nie chce ale (jak zwykle) brakuje mi czasu. Jednak postanowienie zrobiłam, także nie ma przebacz. Sądzę, że w przeciągu kilku dni bądź maksymalnie tygodnia (no dobrze, dwóch tygodni) nadrobię tą zaległość - rażącą dodam przez grzeczność.
Obecnie mój czas poświęcam kilku projektom, do tego dochodzi jeszcze Uniwersytet a właściwie zajęcia na nim, kilka spraw osobistych i masę zaległości w tym telefonicznych (pozdrowienia dla Kuby :) ).
W ostatnim tygodniu trzeba było pomóc tacie z mieczami nihonto, bo wystawa w Krakowie dobiegła końca a z tego co wiem szykuje się następna. Doszły do tego jeszcze urodziny Magdy, mojej przyjaciółki no i spotkanie z podstawówki, zakupy z Martą i ustawianie spotkania związanego z Halloween z Charlie. Także było trochę tego. Jednak długa droga mnie jeszcze czeka, bo temat figurkowym praktycznie zostawiłam. Nie, spokojnie, nie o to chodzi, że przestałam się nimi interesować ale jakoś nawet nie mam czasu co by powrzucać zdjęcia nowych zdobyczy, w sumie tych starszych również a za chwilę dojdą jeszcze nowe, gdyż AmiAmi z całą pewnością w tym tygodniu wyśle wezwania do zapłaty.
Na całe szczęście bynajmniej w pracy jestem ze wszystkim na bieżąco a to już dużo ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz