Kupione na wieczór jedzenie z Lawsona przydało się w nocy. Przesunięcie czasowe potrafi z człowieka zrobić "chodzące zombie", bo nie wiadomo czy bardziej chce się jeść czy też spać. Budziłam się kilkakrotnie w nocy, siadałam na łóżku, wyjmowałam szamanie i popijałam ciepłą kawą a potem ponownie próbowałam zasnąć. Męczarnia i z tego co pamiętam dopiero 2 nocy wewnętrzny zegar jakoś się uregulował.
Pozwoliliśmy sobie z resztą wycieczki pospać trochę dłużej gdyż pierwszym punktem zwiedzania było Muzeum Piwa zlokalizowane w kompleksie handlowym w dzielnicy Ebisu. Ja wiem, ktoś może zapytać - muzeum piwa z rana, czy to dobry pomysł. Do tego miejsca wybierałam się już dobre 3 lata i punktem honoru było dla mnie jego odwiedzenie. Wcześniej jednak sprawdziłam informacje o godzinach otwarcia tego przybytku i okazało się, że jest czynny od godziny 10. Niestety na miejscu okazało się, że dopiero godzinę później ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Aby tam dojechać musieliśmy przedostać się na stację JR Shinjuku i pojechać kilka stacji linią Yamanote. Gwarna jeszcze wczorajszego wieczora uliczka ze sklepami i knajpkami była z rana jakby wymarła - trwały dostawy, sprzątanie, ludzie w pośpiechu kierowali się do pracy. Teoretycznie było już dawno po porannych godzinach szczytu na stacji metra. Bardzo teoretycznie ale nie ma się czemu dziwić, w końcu to jedna z najbardziej obleganych stacji kolejowych.
Yebisu Garden Place jest ogromne! Znajduje się tam naprawdę sporo atrakcji m.in. domy towarowe (np. Mitsukoshi), knajpy wszelkiej maści, Muzeum Fotografii, wieża obserwacyjna, siedziba browarów Sapporo no i oczywiście miejsce do którego zmierzaliśmy Muzeum Piwa Yebisu. Jak już wspomniałam, okazało się że jest czynne od 11, więc miałam chwilę aby napić się kawy, odnaleźć palarnię i poprzyglądać się przygotowaniom do jakiejś imprezy zlokalizowanej na centralnym placu kompleksu.
Godzina otwarcia wybiła. Zakupiliśmy bilety i zaczęło się zwiedzanie. Muzeum oferuje dwa rodzaje biletów: 1) zwiedzasz jak chcesz i ile chcesz oraz możesz wykupić bilet (za dodatkową opłatą) na degustację piwa, 2) zwiedzanie z przewodnikiem, które jest odpowiednio droższe i dłuższe ale degustacja trunku jest wliczona w cenę. Jako, że czas gonił zdecydowaliśmy się wybrać opcję nr 1. Muzeum jest fajne zbudowane, i wbrew pozorom całkiem spore. Dużo w nim starych plakatów, zabytkowych butelek, informacji o produkcji piwa a także krótka historia browaru. Duże wrażenie zrobiła na mnie maszyna do wbijania okolicznościowych żetonów na piffko no i oczywiście sam napój bogów. Jednak mimo wszystko pozostanę wierna Asahi. Chociaż godzina była wczesna jak na picie, uważam że było warto.
Lekko zakropionym krokiem dotarliśmy do kolejnego punktu podróży do którego też wybieraliśmy się jak sójki za morze, czyli świątynię Sengakuji. Ja wiem, może nazwa nic nie mówi ale jest to miejsce, które z całą pewnością warto odwiedzić bo kto nie słyszał historii o 47 roninach. No dobrze, no może są takie osoby. W skrócie: Pan Asano pod wpływem prowokacji ze strony Pana Kiry, który był wielką szychą wyciągnął ku niemu miecz i zranił go. Niestety ówczesne przepisy zabraniały takiego zachowania i Asano musiał popełnić seppuku. Jego samuraje stali się roninami ale byli mu nadal wierni i postanowili się zemścić na Kirze. Po roku przygotowań dopadli go pozbawiając życia a jego głowę obmyli i złożyli na grobie Pana Asano. Niestety wyrok za takie zachowanie mógł być jeden, czyli śmierć. Jednak postąpili oni zgodnie z kodeksem samuraja dlatego też pozwolono im w sposób honorowy pozbawić się życia. Ale wracając do świątyni. Oprócz 2 muzeów i grobów roninów oraz Pana Asano, miejsca w którym obmyto głowę Kiry nie ma tam zbyt wiele do zwiedzania. Jednak jest to miejsce warte zobaczenia przede wszystkim właśnie na tą historię o lojalności. Poza tym jak zauważyłam przychodzi tam sporo japończyków w porze lunchu z obiadami na wynos oraz inni lekko niepoczytalni ludzi, którzy najwyraźniej potrzebują odwagi. Już wyjaśniam. Poszłam na groby, zwiedzam w ciszy aż tu nagle jakiś jegomość jak nie zacznie krzyczeć stojąc nad jednym z nich. Mój japoński jest kiepski ale słowa takie jak praca, siła, wyzwanie, odwaga są mi dobrze znane. Facet zachowywał się serio, serio i wywołał u mnie spore obawy o swoje bezpieczeństwo. Szybko się zmyłam :)
Słonko świeci, pięknie zaczyna się robić, mimo iż był październik a czas Nas dalej goni. Niestety trochę się zasiedzieliśmy a kolejny punkt programu ważniejszy od poprzedniego. No może bez przesady ale kto by nie chciał zobaczyć jak rośnie duma japońskiej architektury? Tak, mowa oczywiście o Tokyo Sky Tree. Bezpośrednio ze stacji metra Sengakuji (A05) można dojechać do stacji Asakusa (A18) i piechotą przejść przez most, koło "złotej kupki" aż pod rosnące drzewko. Jasne, można było pojechać bezpośrednio pod jej okolice ale Nasz plan zakładał jeszcze, że z Asakusy weźmiemy prom i przepłyniemy do ogrodów pałacowych Hama. Jednak okazało się, że czas nie jest po Naszej stronie i generalnie jesteśmy już spóźnieni na spotkanie. Zaszliśmy tylko kawałek, tak aby można było zrobić w miarę dobre zdjęcia i wróciliśmy na stację metra. Btw. w maju (jeśli się nic nie zmieni) otwierają :)
Kulminacyjnym punktem dnia były targi mieczy, które odbywają się w Tokyo raz do roku (chyba raz) na jesieni niedaleko stacji JR Shinbashi, czyli Dai Token. Dużo wystawców, cały ogrom nihonto, trochę książek, darmowa kawa i herbata oraz a może przede wszystkim mnóstwo ludzi. Druga połowa wycieczki była umówiona na spotkanie, więc ja zyskałam chwilę aby usiąść i zupełnie nic nie robić (no może z wyjątkiem opijania się herbatką). Po kilku godzinach brzuch zaczął się domagać jedzenia, więc postanowiliśmy ruszyć w miasto w celu wyszukania jakiegoś dobytku kulinarnego, który zaspokoi Nasz apetyt. Odnaleźliśmy całkiem fajnie wyglądającą knajpkę z ranmenem i pierożkami. Ciekawostka - pierwszy raz widziałam maszynę nalewającą do piwa. Niestety zupka nie potrafiła mnie rozgrzać a ja na domiar złego potrzebowałam kofeiny. Cafe Veloce, czyli najtańsza kawa w mieście akurat wyrosła Nam przed oczami :) Po kilku godzinach spędzonych w miłym towarzystwie i na rozmowie, czas powrotu do hotelu nadszedł. Trzeba było trochę wypocząć, gdyż jutro czekała Kamakura i inne atrakcje.
Jak tradycja nakazuje, nie umieszczam w poście wszystkich zdjęć (bo byłby za długi) - reszta na profilu
flickr.