wtorek, 28 września 2010

Japonia 2010 - dzień 10, 11 i 12


Przez kilka dni nic nie pisałam, wiem ale niestety - ludzki organizm ma swoją wytrzymałość. Norma mojego dawno została przekroczona :)

Ale wracając do sprawozdań z pobytu w Japan. Kolejny dzień w Kyoto poświęciłam na targ staroci. Dowiedziałam się o nim całkiem przypadkowo a że trwał tylko jeden dzień, to nie było przebacz. W informacji powiedziano, iż będzie tam około 100 straganów. Trochę się pomylili, bo oprócz stoisk z jedzonkiem, całość oceniam na jakieś 400! Było bardzo dużo ludzi i czasem nie dało się dojść i dokładnie obejrzeć co takiego mają u siebie sprzedawcy. Kilka pozycji naprawdę wartych uwagi ale koszta trochę za wysokie. Po 4 godzinach tam spędzonych i zaliczeniu yakisoba, wróciłam na chwilę do hotelu. Wiadomo - trzeba zapalić i podładować akumulatory. Potem szybko do sklepu z mieczami. Nie wiem kiedy zrobiło się ciemno, więc w te pędy na Karasumę do Daimaru po jedzonko i uzupełniacze do paczek.

W ostatnim dniu w mieście gejsz, odwiedziłam (już standardowo) świątynię wody. Byłam lekko zaskoczona, bo wszędzie rusztowania czyli szykują się do jakiejś większej renowacji. Na dole stoku, poniżej cmentarza wybudowali drogę - na świętej górze... drogę! Podziwiam ich :) Dalej przerwa na papieroska, przy najpyszniejszych lodach - czyli lód polany sokiem owocowym. Słoneczko przygrzewało nawet za bardzo ale dało się wytrzymać. Po obejrzeniu pagody, mały spacerek na Gion. Byłam tam kilka razy ale nigdy jakoś dokładnie nie udało mi się połazić po tej części Kyoto. Tak, tym razem również mi się nie udało ale już nie z mojego powodu. Po prostu była jakaś (tak sądzę) ważna impreza dla tylko ważnych ludzi, gdyż połowa Gion była zamknięta. Tego się nie spodziewałam. Szybka korekta planów i poszłam na okonomiyaka do najlepszej knajpy w tej dzielnicy. Bardzo lubię okonomiyaki i nawet od czasu do czasu z rodzinką przyrządzamy sobie to szamanko w domu. Każdy region Japonii ma własną wersję tego dania, mi najbardziej pasuje ta z wyspy Miyajima ale, że do Hiroshimy daleko więc Kyoto też jest dobre :) Po jedzonku był mały, późny spacerek nad rzeką, kawa w knajpie i szybko do hotelu załadować paczki do końca i wreszcie je wysłać. Wyszły dwie, choć plan opiewał na tylko jedną. Wieczorem poszłam jeszcze załatwić miejscówki na Shinkansen do Shin-Yamaguchi i wreszcie spać.

Następnego dnia, po obfitym śniadanku w Granvi i załadowaniu plecaka na plecy oczekiwanie na stacji Shinek na pociąg. Podróż była dosyć długa ale sumarycznie udało się dotrzeć do celu. Niestety w Shin-Yamaguchi lało okrutnie. Plan na resztę dnia prezentował się w następujący sposób: znaleźć 7/11 albo Lawsona, kupić zapas jedzenia i nie wychodzić z pokoju hotelowego nawet na krok. Plan został zrealizowany w 100%. Na następny dzień zapowiadali słoneczko.

3 komentarze:

  1. Tigerko a Ty sama tę Japonię zwiedzasz, czy z Kierkiem? Z dobrych źródeł wiem, że Kierek się w tym samym czasie urlopuje a z twoich wpisów nie idzie wywnioskować. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie może być?! Kogo moje oczęta "wodzą" :D

    A jakie to dobre źródła Ty masz? ;)

    Oczywiście, że z Kierem ale on ma plan na napisanie czegoś samodzielnie i to na większą skalę. Także, na blogu przedstawiam swój punkt widzenia z podróży ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze poinformowane źródło to pan Henio z pasażowej ochrony :)

    A chciałem was odwiedzić w zeszłym tygodniu ale nikt mnie nie wpuścił ;)

    OdpowiedzUsuń