czwartek, 1 stycznia 2009

2008 goodbye...

No tak, stało się, skończył się kolejny rok. Patrząc z perspektywy minionego czasu, ten należał do niezbyt nie tyle co udanych ale mocno dołujących. Choć nie powiem, były także momenty bardzo miłe, które dodawały energii i wiary w siebie - mało bo mało, człowiek zawsze chciałby więcej ale czasem po prostu się nie da. Dostałam parę razy mocnego kopniaka w 4 tylne litery ale wierzę, że to uczyniło mnie troszkę silniejszą (wiara dobra rzecz). Ale to już pokaże rok 2009 (Ox - gdyby ktoś nie wiedział).
Co do Sylwestra (i Melanii) został spędzony w gronie znajomych. Sądzę, że alkoholu Iwonie i Basi zostanie jeszcze do lutego - wszyscy chyba przynieśli po 2-3 butelki trunków procentowych a wypiliśmy może z 1/3 tego. Niektórzy nawet wypili troszkę za dużo ale ciiii to tajemnica. Inni natomiast niepotrzebnie mieszali specyfiki pędzone metodą małego chemika w słoiku - Mejs jesteś naprawdę dobry :) Za to Ryży nie mógł się opanować od skakania z głową Violi umazaną krwią przy muzyce, która na długo zapadnie w pamięć społeczności mieszkaniowej. Charlie natomiast dzielnie się trzymała na przystanku zanim odebrałam telefon, jednak po 3 szybkich udało się ją doprowadzić do normalnej ciepłoty ciała :) Reszty nie pamiętam albo inaczej nie chciałabym pamiętać z wielu powodów.
Szczęśliwego Nowego Roku wszystkim i przyjaciołom i wrogom (a co tam, mam gest) niech ten roczek będzie lepszy od poprzedniego, musi być - bo ja tak mówię :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz