sobota, 18 września 2010

Japonia 2010 - dzień 2 i 3

Czas pędzi i wcale nie chce się zatrzymać. Niestety w samym Tokyo i okolicach jest tyle ciekawych miejsc, że gdy z nich wracam jestem tak zmęczona, że nawet trudno mi się ruszać. No ale do rzeczy.

Drug dzień poświęciłam na zwiedzanie Yokohamy. Większość osób, które znam i miały okazję być w tym mieście mówiła mi, że jest strasznie zapuszczone i mało nowoczesne. Nic bardziej mylnego. Yokohama to wspaniałe, szybko rozwijające się miasto gdzie z powodzeniem można się zgubić tak samo jak w Tokyo. Udało mi się zobaczyć je w sumie bardzo pobieżnie ale muszę przyznać, że zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Pierwszym punktem programu był Landmark Plaza z obserwatorium Sky Garden na 69 piętrze. Można się tam dostać windą, najszybszą w całej Japonii. Osiąga ona 750 metrów w przeciągu 1 minuty a dostanie się na szczyt zajmuje jej 40 sekund! 360 stopniowy widok z obserwatorium to uczta dla oczu, coś niesamowitego a przy dobrej pogodzie (jaką miałam) nie zapomniane przeżycie. Potem przedostałam się deptakiem do Queen's Tower czyli gigantycznego centrum handlowego, gdzie między innymi znajduje się Hard Rock Cafe Yokohama. Wiecie Nasze centra handlowe ni jak się mają do Japońskich. Nie wspomnę, że pod całym rzędem kolejnych budynków rozmieszczone są stacje metra. Gdy już się wydostałam z tych sklepów obowiązkowym punktem programu stało się Cosmo World czyli park rozrywki z ogromnym diabelskim młynem. Jestem uzależniona od nich i zawsze na każdym wyjeździe staram się jakimś przejechać. Ten przypadł mi do gustu ze względu na to, że zlokalizowany jest tuż przy zatoce portowej. Świetny widok a zdjęcia wyszły jeszcze lepiej. Ostatnim miejscem jakim odwiedziłam w Yokohamie było ChinaTown. Co mogę o nim napisać, to na pewno to że to jedna wielka kuchnia! Dosłownie, wszędzie kasztany, ciepłe bułeczki z najróżniejszym nadzieniem (jadłam jedną z czekoladą w kształcie... pandy!). O China Town można by napisać wiele ale jedno jest pewne to jedna z najczęściej odwiedzanych dzielnic przez wszystkie nacje. Na tym zakończyłam zwiedzanie tego miasta, bo trzeba było szybko wracać aby zdążyć zobaczyć jeszcze raz Ueno i Asakusa. Najpierw była Asakusa a to ze względu na budowane Tokyo Sky. Faktycznie, to nie złudzenie - budynek rośnie prawie każdego dnia i wygląda wspaniale. Obecnie już jest największym w całej Japonii. Szkoda tylko, że wieczorami jest kiepsko oświetlony bo zdjęcia owszem mam, ale kiepskiej jakości. Potem oczywiście musiałam "pomacać" złotą kupkę. Proszę się nie śmiać, chodzi oczywiście o piankę piwa na budynku wytwórni piwa. No ale robiło się coraz później i szybki transfer na Ueno zajął na całe szczęście kilka minut. Niestety najsłynniejszy targ na tej dzielnicy szykował się już do snu, także udało mi się kupić tylko kilka rzeczy i trzeba było uciekać do hotelu. Czyli jakieś 20-25 minut linią JR.

Kolejny dzień poświęciłam na jedzenie, dosłownie i w przenośni. Najpierw szybkie sushi na Targu rybnym, powrót do hotelu na śniadanie a potem transfer do Kamakury i też sushi. Wariactwo w czystej formie. Oczywiście do Kamakury nie pojechałam żeby tylko jeść. Najpierw miałam spotkanie z Yugo-san i mistrzem Masamune. Jako, że nie tylko działam w kręgu figurkowym ale również nihonto to spotkanie było najważniejsze. Wszystko się udało, spotkanie przebiegało w miłej atmosferze zresztą jak zawsze ale reszta to już tajemnica :) Po spotkaniu szybko nad wodę, pomoczyć się trochę w oceanie a potem wspomniane wcześniej sushi w jednej z najlepszych knajp jakie znam. Co roku staram się tam wpadać i nigdy się jeszcze nie zawiodłam, rybki pierwsza klasa. Nie wiem kiedy na zegarku zrobiła się 17 i czas powrotu na Shinjuku. Jeszcze tylko uruchomienie Japan Raily Passów i poczta celem nadania paczki ze zdobyczami z kilku dni.

Jutro jadę do miasta co się zowie Nagoya. jestem strasznie go ciekawa. Kilka razy przez nie przemykałam ale jeszcze nigdy nie miałam okazji w nim trochę poszaleć. Się zobaczy :)

4 komentarze:

  1. Pics or it didn't happened ;)

    Wrzucaj foty na flickra i przywieź mi coś wreszcie :P

    OdpowiedzUsuń
  2. A Ty mi coś przywiozłeś ze swoich podróży? :) Prędzej przywiozę coś dla Gabi niż trafię w Twoje gusta.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tak daleko nie jeździłem ;) A moje gusta znasz prędzej niż Gabrysi :P

    OdpowiedzUsuń
  4. A to moja wina, że daleko nie jeździłeś? Poza tym nie liczy się gdzie ale to aby pamiętać o drugiej osobie. Najlepszym przykładem jest owieczka, którą kiedyś Tobie przywiozłam z Zawoji, z gór.
    Nie wiem czy coś przywiozę, kurs yena jest straszny.

    OdpowiedzUsuń