Siedzę sobie u Biedronki, pewnie popijając winko (która to butelka była, tego nie pamiętam), gdy nagle pada pytanie "A wiesz co było 10 stycznia?". Hmm zastanawiam się przez chwilę a w głowie pustka. "Ostatni post na blogu" pada odpowiedź.
No cóż, pomyślałam, faktycznie blog pozostawiłam mocno zaniedbany. Byłam wręcz przekonana, że skoro blog jest w stanie permanentnego zawieszenia, to pewnie nikt tu już nie zagląda. Więc z czystej ciekawości, licząc na to, że jak otworzę statystki to wszędzie zobaczę "zero" zalogowałam się. I co widzę? Ludki, jednak go czytają / albo przeglądają (mniejsza o większość). Moje zaskoczenie i pewnego rodzaju zdumienie było nie do opisania.
Pomyślałam sobie - to co, mała reaktywacja? Ale... który raz to już będzie? 3? 4?! Wolę nie liczyć, bo jeszcze się okaże, że do 10 dojdziemy ^^
Obiecywać, że regularnie coś na blogu będzie się pojawiało nie mam zamiaru. Znacie mnie już trochę (ja siebie jeszcze lepiej) i z tymi obietnicami typu "tak, tak - będę pisać minimum 2-3 razy w tygodniu", to raczej nie ma co robić takich deklaracji. Nie da się - sumimasen minna san =.=
Postaram się chociaż wrzucić coś raz w tygodniu, dobre i tyle ;)
A skoro mamy wiosnę... to zdjęcia od Pana S. jak to ona wygląda w Hiroshimie ^^