wtorek, 30 sierpnia 2011

Two months to go. Japan.

Wakacje, znów będą wakacje! Yes, yes, yes. Patrzę sobie codziennie w kalendarz i odliczam dni do wyjazdu do Japan. Z perspektywy lat, to już będzie 6 wyjazd do tego państwa. Wszystko zaczęło się właśnie 6 lat temu a był to rok 2006. Wyjazd zorganizował mój tata, w tajemnicy lekkiej przed moją osobą. Można powiedzieć, że była to swoistego rodzaju nagroda za Ogrodową, czyli zdanie egzaminów końcowych i dostanie się na studia na UW. Co prawda pierwsza jak i druga wycieczka do Japonii była zakupiona - czyli byłam tam z biurem podróży a że zaprzyjaźniliśmy się z Naszym "przemytnikiem" (przewodnikiem w sensie, tylko tata nazywa go przemytnik, gdyż przemyca ludzi z miasta do miasta, no i tak jakoś zostało) to drugi wyjazd, można powiedzieć był w dużej mierze samowolny - grupa swoje a my swoje. Następne wyjazdy były już samodzielne. Nie byliśmy uwiązania grupą, mogliśmy robić co chcieliśmy, luz, słonko i takoyaki :) Japonia to bardzo dobrze opisany kraj dla turystów. Znasz angielski, poradzisz sobie, nie znasz japońskiego - w dużych miastach nie będzie problemu w pomniejszych jakieś komplikacje mogą się pojawić ale bez paniki. Zakres 200 samych słów całkowicie wystarcza, mamy jeszcze ręce do gestykulowania i aparat fotograficzny (chociaż tego patentu jeszcze nie było mi dane wypróbować). 

Plan na ten rok już jest, hotele załatwione, bilety lotnicze też, zostają JRP'y ale to jeszcze jest chwila (trzeba zamówić vouchery, wiadomo na 3 miesiące są ważne). W tym roku plan zakłada nawiedzenie:
- Tokyo,
- Matsumoto,
- Nagano,
- Kanazawa,
- Nagoya,
- Hikone,
- Kyoto,
- Osaka.

Dodatkową baterię do aparatu mam, karty też - trzeba będzie zrobić zdecydowanie więcej zdjęć i filmów. Zjeść to czego się jeszcze nie jadło, przejechać najnowszą Shinką, do listy odwiedzonych zamków dodać kilka nowych pozycji i... i cieszyć się życiem, póki się je ma.

piątek, 26 sierpnia 2011

Sekaiichi Hatsukoi Vol. 2 DVD Limited edition.


Zamówienie jakiegoś konkretnego hentai się nie udało (G-taste najnowszego nie można dostać), więc pozostaję przy yaoi. Ciąg dalszy poczynań Ritsu walczącego z Masamune, chociaż w kolejnych odcinkach dowiaduje się biedaczysko, że to TEN typ. Sprawa nabiera dodatkowych rumieńców, gdy Onodera odkrywa, że mieszka drzwi w drzwi ze swoim szefem. Czy może być jeszcze gorzej? Może ale o tym już nie będę się rozpisywać, bo czemu niby miałabym psuć zabawę z oglądania serii. 

A właśnie. Jak wiadomo "Sekaiichi Hatsukoi" ma 12 odcinków, nie licząc OVA i tego dodatkowego (12,5), który zostanie dołączony do 6 tomu mangi. To jest stan na dzień wczorajszy (przysłowiowo wczorajszy). Już wiadomo, że anime będzie miało drugą serię, która rusza pod koniec tego roku - najbardziej optymistyczna wersja zakłada, że pierwszy odcinek drugiej serii (jak chodzą słuchy) również 12 odcinkowej, pojawi się na ekranach już pod koniec listopada tego roku. Are you happy? Because I am XD

Sekaiichi Hatsukoi Vol. 2 DVD Limited edition.

Sekaiichi Hatsukoi Vol. 2 DVD Limited edition.

Sekaiichi Hatsukoi Vol. 2 DVD Limited edition.

Sekaiichi Hatsukoi Vol. 2 DVD Limited edition.

Sekaiichi Hatsukoi Vol. 2 DVD Limited edition.

Sekaiichi Hatsukoi Vol. 2 DVD Limited edition.

Sekaiichi Hatsukoi Vol. 2 DVD Limited edition.

Sekaiichi Hatsukoi Vol. 2 DVD Limited edition.

Sekaiichi Hatsukoi Vol. 2 DVD Limited edition.

środa, 24 sierpnia 2011

Kuragehime Vol. 2 DVD Limited Edition.

Zapomniałam pokazać jak prezentuje się kolejna płyta DVD edycji limitowanej anime "Kuragehime". Zapomniałam. Nie wiem nawet czemu. Ostatnio znowu obejrzałam poczynania Tsukimi i bandy, i doszłam do wniosku, że autorka musiała coś brać gdy tworzyła to cudo. Ktoś może się zapytać, czy anime jest warte obejrzenia. Jest, szczególnie polecam osobom które na swojej liście ulubionych serii mają "Honey and Clover". 

Na szczególną uwagę z edycji limitowanej Kuragehime zasługuje Kurara w wersji zawieszki do telefonu. Prawdę mówiąc aż szkoda mi ją wyciągać, więc chyba zostanie w pudełku. Odezwał się duch kolekcjonera. 

Kuragehime Vol. 2 DVD Limited Edition.

Kuragehime Vol. 2 DVD Limited Edition.

Kuragehime Vol. 2 DVD Limited Edition.

Kuragehime Vol. 2 DVD Limited Edition.

Kuragehime Vol. 2 DVD Limited Edition.

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Kilka nowych / starych figurek. Part 3.

Dzisiaj rano pojechałam na pocztę odebrać paczkę z nowym nabytkiem w kolekcji figurkowej. Przyznam się, że mam bardzo mieszane uczucia. Jakiś czas temu pisałam o zapowiedziach figurek Pani Major planowanych w tym roku. W moje ręce trafiła właśnie figurka wykonana przez Kaitendoh, która w zapowiedziach wyglądała wręcz idealnie. Niestety efekt końcowy nie jest już tak bardzo zadowalający. Najbardziej ucierpiało malowanie twarzy - nie jest to może istna tragedia (widziałam gorsze / straszniejsze egzemplarze) ale na miłość Buddy - ktoś chyba sobie robi jaja. Baza jest ok, nie mogę się do niej przyczepić, malowanie no w sumie mogłoby być bardziej dokładne szczególnie przy rękawicach, włosy też wymagają baczniejszej uwagi, podstawa jest wystarczająca. Najbardziej ucierpiała jak mówię twarz i ten kciuk przy spodniach, który wydaje się być nienaturalnie wygięty. Jeśli ktoś by się mnie zapytał czy warto ją kupić, odpowiedziałabym, że to zależy od tego czy ma się kasę i nie wie się co ma się z nią zrobić albo czy jest się tak wielkim fanem GitS'a i Major. Kupiłam ją jednak, teoretycznie mogłam odwołać zamówienie ale chyba zaliczam się do tej drugiej grupy. Mimo jej mankamentów nie żałuję, choć po cichu liczę na reedycję Motoko od Alter'a i Vice z  2007 roku. Gwiazdka już w grudniu :)

Na dokładkę dorzucam jeszcze zdjęcia Rin i Natsume z Nyanko :)

Motoko Kusanagi figure by Kaitendoh.

Motoko Kusanagi figure by Kaitendoh.

Motoko Kusanagi figure by Kaitendoh.

Tohsaka Rin figure by Good Smile Company.

Natsume Takashi (Natsume Yuujinchou) figure by Alter.

sobota, 20 sierpnia 2011

Czy ktoś ma ochotę na japońskie curry z niespodzianką?


Nie jestem normalna jeżeli chodzi o japonalia, którymi się interesuję. Kto normalny zamawia curry z drugiego końca świata tylko dlatego, że do zestawu producent "dokłada" zawieszki z jednego z dość popularnych wśród fandomu anime? Odpowiedź brzmi - ja. Wydać prawie 160 złoty, ciesząc się jak głupia z dwóch zawieszek Black Rock Shooter'a i zastanawiać się czy ugotować curry, którego nie znoszę. Czasem chciałabym sobie przywalić :)

Stało się. Kurier dzisiaj dostarczył paczkę z Tokyo Hunter a w niej wspomniane curry. Termin przydatności do spożycia przypada na czerwiec 2013, także mam jeszcze sporo czasu aby je polubić - znaczy potrawę. 

Zawieszki są fajne, bardzo dobrze wykonane, malutkie ale to mi nie przeszkadza. Ich producentem jest oczywiście Good Smile Company. Znalazłam już dla nich idealne miejsce. Szkoda tylko, że to limitki sprzedawane w sklepach Circle K Sankus  na terenie Japonii oraz Karuzawa (ten co prawa to sklep online ale zamówienie w nim czegokolwiek jest dość upierdliwe).  

Black Rock Shooter Curry Charm Set.

Black Rock Shooter Curry Charm Set.

Black Rock Shooter Curry Charm Set.

Black Rock Shooter Curry Charm Set.

Black Rock Shooter Curry Charm Set.

Black Rock Shooter Curry Charm Set.

Black Rock Shooter Curry Charm Set.

Black Rock Shooter Curry Charm Set.

wtorek, 9 sierpnia 2011

After weekend.

Co za weekend, co za emocje! Co prawda emocje pozytywne jak i negatywne, bo nigdy nie może być tak że wszystko się dobrze układa.

Piątek poświęcony został spotkaniu władz sekcji mieczowej. Do pewnego momentu spotkanie było fantastyczne. Jednak niestety przykra sytuacja z psami sprawiła, że jak to czasem w życiu bywa, nie da się wszystkiego przewidzieć. Nic nie jest wieczne a już na 100% nie życie właśnie. Potem już było dość surrealistycznie. Dzwoni M. i mówi, że Lepper się zabił. Opowiedziałam jej historię z pasami. M. stwierdziła, że to jakiś "czarny piątek" i trudno się z nią było nie zgodzić. Wszystko to mocno mnie osłabiło. Z odsieczą przyszedł P. wraz z trunkami. I prawdę mówić to mnie uratowało, jakoś tak lżej się zrobiło i nie myślałam już o tym wszystkim.

Sobota. Przyznam się, że bardzo długo wyczekiwana a to ze względu na koncert japońskiego wokalisty GACKT w warszawskim klubie Stodoła. Jakoś tak wyszło, że w międzyczasie okazało się, że Ala wraz z koleżanką również się na niego wybierają, co prawda będą jechały z Poznania i w stolicy będę przez kilka dni. Umówiłam się z Alą, że wpadną do mnie i razem pojedziemy. Dziewczyny były fantastyczne! Ala i ja prowadziłyśmy rozmowy na tematy figurkowe a Ania jak się okazało interesuję się bardzo bronią. I tutaj pojawił się Kier i Ania wsiąkła na 2 godziny. Mam tylko nadzieję, że za bardzo się nie wynudziła. No nic, na koncert pojechałyśmy taksówką, gdyż w Warszawie znowu padało. Może to i lepiej bo nie musiałyśmy się tłuc komunikacją miejską. Bardzo szybko dojechałyśmy i w sumie nawet w kolejce przed wejściem nie stałyśmy długo, może z 10-15 minut. Nie obyło się oczywiście bez sprawdzania zawartości toreb przez ochronę. Nie wolno było wnosić napojów, Ania została pozbawiona paska do spodni a Ali kazali wyjąć aromat różany. Po tym, już nie było problemu i skierowałyśmy się do sklepiku w celu zrobienia zakupów. Dziewczyny kupiły jakiegoś photobook'a i jeszcze coś, chyba płytę CD. Ja nie kupiła nic, trochę oszczędzam na wyjazd do Japan i mam nadzieję, że tam na miejscu coś sensownego nabędę. Przed koncertem informacja w języku angielskim, trochę się uśmiałam jak leciały komunikaty w tylu, że "Na terenie klubu nie wolno Wam palić mada fuka. Ale możecie zapalić w specjalnej strefie. (chwila ciszy) Zapomnijcie o strefie, rzućcie to gówno!". Koncert zaczął się o 20, czyli punktualnie. Zaczęło się; wrzaski, okrzyki, klaskanie, etc. I pojawili się na scenie, w czarnych spodenkach i białych koszulach, które później zostały zdarte z siebie ku uciesze fanek... i mojej!!! Mały striptiz też był, o gash i to jaki - próbowałam się opanować ale nie mogłam - to było OMG I want more. Aby opisać to co działo się podczas koncertu, musiałabym poświęcić na to sporo miejsca. Powiem tylko tyle - czekałam na niego, z niedowierzaniem, że jednak to prawda, że on jest w Polsce, że jestem na jego koncercie, że śpiewa 20 metrów ode mnie i że obiecał, że wróci do Nas! Co prawda, nie wolno było robić podczas występu zdjęć ale prawnie nikt tego nie przestrzegał. Ania zrobiła bardzo fajne zdjęcia, które zamieściła na FB. Mi udało się pstryknąć tylko 4, na których prawie nic nie widać :) Najbardziej podobało mi się, kiedy zespół zaczął grać Vanilla song - cała sala śpiewał razem z nimi. Coś wspaniałego! Publiczność bardzo fajnie się zachowywała i złapała świetny kontakt z zespołem. Zabawa z klaskaniem, choć męcząca (strasznie długo to trwało) to sympatyczna. Cały koncert wraz z bisem trwał prawie dwie godziny. Na sam koniec cała publika zaczęła krzyczeć "Dziękujemy! Dziękujemy!" potem mała korekta i już było "Arigatou! Arigatou!" i tak przez 10 minut. Chyba ich trochę zawstydziliśmy ale może to i dobrze, mam nadzieję, że Nas nie zapomną tak łatwo. Kwestii flagi z podpisami nie będę poruszać. Z klubu z Alą wyszłyśmy po 22, Ania jeszcze została aby spróbować pozyskać pałeczki perkusyjne ale niestety, nie udało się. Czekałyśmy jeszcze do północy pod klubem, myśląc że choć uda Nam się na chwilę jeszcze zobaczyć zespół, a może nawet zdobyć autografy ale no cóż. Zespół się spakował i musiał jechać dalej. Bardzo się cieszę, że miałam okazję na nim być, że mogłam zobaczyć GACKT na żywo, że koncert mi się podobał, że spędziłam ten czas w doborowym towarzystwie. Gdy emocje już opadły, Ania znalazła wpisy na Twitterze GACKT, nawiązujące do koncertu w Warszawie i o Polsce. Pozwolę sobie przytoczyć je w przekładzie angielskim, tak aby nie było nieporozumień:


[People from different countries have different personalities, do you feel that during a show?]@.Topqo The show in Warsaw last night was the best. Eastern Europe is part of the Third World and there are a lot of places that haven't developed at all. But the people who live there really have pure hearts. At the end of the show everyone in the venue shouted "Ari Gato Ari Gato [thank you]". I couldn't quite catch it at first but my heart was moved.

[Someone asks if he thinks of living overseas in the future. Like, next to Yoshiki?]@.wyuchan3112 I have no intention of living in Los Angeles… It doesn't match with my senses. Visiting once in a while is enough for me. Rather, I think somewhere like Poland or Hungary would suit me. Though personally I want to live in Spain...


Ten drugi wpis znalazłam dzisiaj i aż mi się miło zrobiło :) Wiem, wiem ehhh GACKT-san! Jeszcze dochodzę do siebie, pozostali domownicy mają mnie już dosyć. 

Niedziela. P. pisze sms'a ratunkowego. Co prawda po sobocie doszłam do siebie gdzieś tak koło 14. Plan ratunkowy polegał na tym, że P. musi wyrwać się z domu. Pogoda ładna, może trochę za duszno. Uzgodniliśmy, że pójdziemy na lody a potem do kina na Kapitana Amerykę. Lody smaczne ale za dużo bitej śmietany i czekolady a film zaliczam do tych średnio dobrych. Wychodzimy z sali a tu leje! Dosłownie, nawet dach Multikina przeciekał. Film skończył się o 21, jeszcze tylko kupić popcorn na drogę. Lekko zmokliśmy ale wieczór zaliczam do udanych :)

No i tak, tyle wrażeń miałam w ten weekend.